sobota, 19 września 2015

"Anatomiczność" polskich modelek z PRL

Jak już wcześniej pisałem moje pierwsze zawodowe tête-à-tête z fotomodelkami odbyło się w dość dziwnych okolicznościach, piszę o tym tutaj:
http://foto-anzai.blogspot.com/2013/06/6-latkiem-w-referendum.html#comment-form






Gdzieś na przełomie lat 1969/1970, odpowiadając na ogłoszony akademicki konkurs fotograficzny n.t. "Balet polski w obiektywie" wysłałem kilka zdjęć. Wśród nich to zdjęcie obok "1380 a6". Nie było ono udane ponieważ modelka na bardzo krótko mogła utrzymać się w pozie jaka wydawała się najbardziej atrakcyjna.

Zastosowana perspektywa "żabia" oraz t.zw. "światło zastane", czyli górne oświetlenie sali baletowej, nie wróżyły nic dobrego. Wykonałem wtedy kilkadziesiąt zdjęć i efektu nie było żadnego. Z uwagi na skąpe oświetlenie musiałem pracować na wysokoczułej błonie (ok. 24-27 DIN) i przy prawie otwartym obiektywie, co skutecznie eliminowało głębię ostrości i wprowadzało dość duże ziarno. Nie pamiętam jak wyglądał fotogram wysłany na konkurs, wiem tylko, że musiałem wykonać sporo niedozwolonego retuszu chemicznego i optycznego. Dlatego zaskoczenie było dość duże, gdy okazało się, że turecki organizator, chociaż nie przyznał mi żadnej nagrody, zaprosił do Istambułu na sesję fotograficzną.













Wcześniej poproszono o przysłanie portfolio uwzględniającego inne pozy /zdjęcia tych samych fotomodelek w ich naturalnym otoczeniu, sugerując jednocześnie, że: zaproszenie obejmuje trzy osoby, organizator pokrywa przejazd, a koszty pobytu, t.j. rezerwację w pokojach studenckich (przerwa wakacyjna) i wyżywienie stołówkowe w akademiku regulowane są z funduszy Międzynarodowego Zrzeszenia Studentów. Przesłałem więc cztery kolejne zdjęcia:







To. które oddaje naturalność sylwetki ("1377 a1")





 










Pozowane "1378 b2"















oraz "1385 a2"




















i współautorki mojego pierwszego "sukcesu". ("1192 a12")

















"Zaakceptowano" tylko 1192 a12, co nie było zaskoczeniem z uwagi na kraj organizatora. Turcja pod koniec lat 60' ub.w. była krajem wyzwalającym się spod totalnej dominacji islamu, o porównywalnej do polskiej liczebności i gospodarce. Każdego, kto był w Turcji w tamtych latach, zaskakiwała pewna dwutorowość. Otóż surowe prawa muzułmańskie obejmowały wyłącznie autochtonów nie zezwalając im m.in. na wykonywanie i rozprowadzanie materiałów pornograficznych. Cudzoziemcom, szczególnie przebywającym w wydzielonych miejscach (hotele, akademiki, restauracje, a nawet prywatne spotkania) pozwalano na dużo, dużo więcej. To powodowało, że w obu krajach pornografia, formalnie zakazana cenzurą, prawem karnym i prawem naturalnym, mogła liczyć na nielegalny popyt.  


Jeszcze większą niespodzianką była prasa, głównie magazyny ilustrowane, wykonane na papierze niskiej jakości, zawierały jednak kolorowe zdjęcia nasycone erotyką sprzed kilkudziesięciu lat. Tureckie fotomodelki były regularnie zbudowane i raczej nie zdarzały się fotografowane "szkieletory" za jakiego pewnie uznano postać widniejącą  na zdjęciach 1380 a6 i 1378 b2. Za to olbrzymie powodzenie miały blondynki (farbowane lub w perukach) o dość obfitych kształtach. Prawo tureckie zdominowane surowymi zakazami islamu przewidywało surowe kary dla autorów i pośredników w handlu pornografią, jednak nie zajmowało się w ogóle turystami.







W akademiku, gdzie nas zakwaterowano, urządzono małą salkę w formie prymitywnego atelier fotograficznego. Gdy pojawiły się dwie polskie hostessy, także studentki z Polski, nie było już wątpliwości o jakie zdjęcia chodzi. Wykonane na białym tle zdjęcia, m.in. to: "1417 a18"




















 i "1384 a3", zgodnie z umową, skopiowałem dla siebie w opcji czarno białej w celu ewnetualnego ustalenia praw autorskich. Nie wiem jak zdjęcia wyglądały w kolorze, bo moim zadaniem było sfotografowanie i wywołanie filmu kolorowego.















No i wreszcie czas na przyznanie się do totalnej niewiedzy jaką miałem jeszcze jako 19-latek. Na zdjęciu nie bardzo wiedziałem dlaczego cykl zdjęć, jedno z nich "1453 a9" miał nazwę "Diana w kąpieli". Nie przypominało to ani kąpieli, ani Diany, ani też sali tortur mimo, że facet nie miał raczej zadowolonej miny. Ale podobno człowiek uczy się aż do śmierci ... ;) W związku z tym, iż stronę tę odwiedzają także sporadyczni goście, przypominam ... zdjęcia zostały zrobione na przełomie lat 1969/1970, pokolorowałem je dopiero kilka dni przed publikacją.
.

środa, 9 września 2015

W moim magicznym ogrodzie...

https://www.youtube.com/watch?v=qKAz9zlk6Xw
Ogród był bajeczny. Początkowo nie przypominał jednak niczego ... pusty wykarczowany plac, ze starym domkiem do remontu. Tutaj:
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrbRUz9QPsJgq0IFRzHNb_joepuHC3aSM8cBpqm82T3BYfC77DdV0mEZJT9XVI4LCLxO9ypbecEFXxE0_OQlhl5Qf-EGBjCMfLZRybr6dmaFvCjEVy586ohULhRaEQbs3Ru8TyZdOLuJ0/s640/1203+a1.jpg
w 1947 r. po zawarciu związku małżeńskiego, zamieszkali moi rodzice. Jak powstawał ogród pisałem wcześniej w poście:
http://foto-anzai.blogspot.com/2015/07/studnia-pnaca-roza-i-inne.html#comment-form


W archiwach t.zw. "zdjęć nigdy nie wywołanych" znalazłem trzy poniższe zrobione prawdopodobnie na przełomie wiosny i lata 1959 r. Każdy kto próbował w tamtych latach robić amatorskie zdjęcia pod drzewami wie, że ta sztuka nie zawsze udawała się. Polskie błony filmowe "Fotopan" nie miały zbyt szerokiej tolerancji na czułość i nie korygowały błędów oświetlenia tak dobrze jak późniejsze błony wielowarstwowe takich znanych firm jak n.p. "ORWO", czy "Kodak". Stąd też nie dziwię się, że poniższe zdjęcia poszły do lamusa, gdzie - jak się wydaje - po 52 latach (!) doczekały lepszych czasów, i po raz pierwszy ujrzały światło dzienne.


To zdjęcie powyżej jest najbardziej charakterystyczne dla tajemniczości ogrodu w którym rosło prawie wszystko, od chwastów, aż po wyszukane gatunki. W opcji czarno białej trudno ocenić jaką właściwie florę zdjęcie przedstawia. Dopiero sztuczne pokolorowanie pozwala na rozróżnienie gatunków. A więc pnąca róża jest w tym bardziej czerwonym kolorze. Róża nie chciała rosnąć tam gdzie przerzucaliśmy jej pnącza, uparcie rozrastała się w objęciach jabłoni (to te bardziej różowe kwiatki). Z tyłu fioletowe irysy, i jaśniejszy powój ogrodowy, żółte kwiatki były bardzo nietrwałe, i jako polne, w nocy zamykały się. Przetrwały zresztą tylko 2-3 lata. No i oczywiście siostra z naręczem tulipanów, przetrwała znacznie dłużej. ;)



Zdjęcie 1248 c1 było najtrudniejsze do odzyskania. Silne światła i jeszcze silniejsze cienie nie dawały żadnych szans. To zdjęcie składa się właściwie z trzech równoległych, ponieważ zakres programów graficznych nie przewidywał takiej rozpiętości kontrastu. Jak widać po kilku latach od zasadzenia drzewka osiągnęły wysokość ok. 5-6 metrów i nadawały się do zdobywania. W ogrodzie wchodziłem na wszystkie, które wydawały się utrzymać mój ciężar, ale zdobywałem także te kilkunastometrowe (np. kosztela). Jabłoń zachwycała nie tylko kwiatami, ale i pięknymi dużymi owocami, które dojrzewały dopiero po zdjęciu z drzewa.















Zdjęcie 1355 a1 (przedstawiam je jako dowód, że nie są to zdjęcia montowane) to typowa wizyta rodzinna. Właściwie każdy gość, który pojawił się w tym okresie u nas, wychodził z jakimś prezentem w ręku. Dla ciotki Eugenii były tulipany, siostra wybrała najpiękniejsze bratki. Ogród był piękny o każdej porze roku, zimą rosły ciemierniki, a wczesną wiosną pomagałem krokusom odgrzebując je spod śniegu. Niestety, a dla mnie na szczęście, ogród w założeniach miał być dzikim ogrodem. Tak więc po kolejnych kilku latach krzewy hodowlane i kwiaty uprawowe ustąpiły pola dzikiej roślinności.










Wokół drzew i na płotach zapanował bluszcz, i dzikie winogrono, w mniej dostępnej części ogrodu zaczęły się pojawiać jeże, i węże, czasami przemykał zając. Kilkadziesiąt metrów za płotem przebiegał rów, to były cieki wodne wybudowane przez mieszkających tu wcześniej tkaczy (obróbka lnu, farbowanie). W czasie długotrwałych deszczów, albo gwałtownych odwilży w tylnej części ogrodu pojawiał się strumyk, a w nim malutkie rybki wielkości zapałki. Na jesieni 1963 r. wielkie buldożery zrównały wszystko z ziemią i zasypały gruzem budowlanym. Wkrótce w tym miejscu pojawiły się blokowiska ...
.

wtorek, 1 września 2015

Nasze pokolenie. Dziewczyny z PRL ... 40+, 50+ i 60+

Morze zawsze urzekało swoją urodą, ale miało też konkurencję. Tak się dziwnie złożyło, że kilka dni pomiędzy tegorocznymi upałami musiałem spędzić nad polskim morzem z gośćmi z za Atlantyku. Kilkunastoosobowa grupa Polonusów zapragnęła bowiem swojskich polskich klimatów nadmorskich. Chcieli poczuć się tak jak Polsce znanej im z lat 60' ub.r., a więc plaża ze słynnymi "parawaningami", plażowiczkami w bieliźnie, pijanymi plażowiczami, bezpańskimi dzieciakami i psami, itd., itp., ... Na miejsce eksperymentu wybraliśmy gdańską plażę w Stogach (zdjęcie wyżej), zakładając, że skoro można tam dojechać tramwajem to i pewnie lokalny folklor się znajdzie.



Hipoteza sprawdziła się częściowo. Martwa natura (parawany, biusthaltery, itp.) ukazała się w pełnej krasie, gorzej było z zawartością plaży. Zgodnie stwierdziliśmy, że młodzież dzisiejsza jest ociężała, podstarzała, przetłuszczona (albo na odwrót wyniszczona odchudzaniem), i ogólnie znacznie mniej apetyczna niż w czasach PRL-owskich. Za głównego winnego uznaliśmy brak powszechnego uprawiania sportu. Podbudowany takimi ustaleniami po powrocie sięgnąłem do archiwów i oto:


Wydaje się, że to prawda, bo tak jak w piosence:
https://www.youtube.com/watch?v=h7ES_rO9bFM
za naszych czasów byliśmy piękni i młodzi (przed dalszym oglądaniem zdjęć warto kliknąć powyższy link). Zajęcia sportowe w zasadzie na każdym poziomie i profilu kształcenia były obowiązkowe. Młodzież, może nie umiała pływać, bo nie było dużo basenów, ale lubiła grać w piłkę (każdy wiedział co to jest dwutakt w koszykówce), biegać, i ogólnie szpanować wyglądem.



Zdjęcie wyżej "1337 b1" przedstawia spacer po nadmorskich wydmach. To było zakazane, ale gdzie można zrealizować potrzeby nabrzmiałe i rozbuchane na widok tak pięknych ciał? Zdjęcie zostało wykonane w 1973 r., i niestety na czarno białym filmie. Po pokolorowaniu dostępnymi graficznie metodami wyglądało tak jak niżej "1337 b2".





Repertuar zachowań PRL-owskiego wczasowicza na wybiegu nie był zbyt imponujący. Przegląd "towaru" wykonywany był z niezwykłą dyskrecją, często od tyłu ("1344 a1")




































lub znienacka (1343 a1).
























Podryw odbywał się w nadmorskich barach przy szklance Coca Coli lub tp. płynu. Jak widać na zdjęciu ("1327 a2") "towar" był doskonałej jakości, z wieloletnią gwarancją, nawet bez wspomagania kosmetykami. Damy, jak Diany, prosto z morza siadały do stolika.












Jeżeli zawarte znajomości rokowały na dłużej, to często przenosiły się do kwater w domkach, lub ośrodkach wczasowych ("1325 a2")















a tam już było na tyle swojsko i polsko, że często tworzyły się wczasowe związki małżeńskie, powstawały okazyjne fotki ("1364 a1", i 1365 f3), itd., itp., ...
















Nie brakowało też uroczych niespodzianek, bo towar podrywany miał charakterystyczne dla wczasowiczek cechy, które najczęściej określano sloganem "Z tyłu liceum, z przodu muzeum". Trzeba jednak przyznać, że nawet muzea, a'la 40+ ("1272 a2" to już "sesja atelier'owa") były niezwykle apetycznymi przybytkami.

 

















Jak widać panie nie goliły łydek, ("1343 a1"), ud, a także pozostałych części ciała nadających się do golenia, a pomimo tego wyglądały pięknie w swoich "kategoriach".


Dla większości osób przebywających w ośrodkach nadmorskich już po kilku dniach wrogiem nr 1, stawał się nadmorski piach i sól wdzierająca się wszędzie. Prawdziwym utrapieniem było utrzymanie pościeli bez ziarnka piasku i fryzury bez osadu soli morskiej. To drugie szczególnie dotyczyło długowłosych osobników. Stąd też panie nawet na plażach dla nudystów pilnie zajmowały się swoimi włosami ("1318 c4.")








Warto było, bo efekt był piorunujący. To ("1338 c7") "wyjściowa" kategoria 50+





































Niektóre panie nie miały problemów z włosami, bo posiadając doskonałą anatomicznie sylwetkę wiedziały, że na włosy nikt nie spojrzy. Tutaj ("1327 c3", i c4") kategoria 60+


































































Zdarzały się też cuda, czyli tak zwany "full wypas", a więc wszystko w jednym. Szkoda tylko, że fryzura umyta szamponem, i wymodelowana suszarką ("1362 a4")





























już po kilku minutach spaceru nad morzem wracała do poprzedniego stanu ("1362 a6").




















Niestety do domów wracali także wczasowicze. 
.