środa, 6 kwietnia 2016

Kolorowe, czy czarno białe? Wycieczka szkolna 1968 r.

Tytuł jest mylący, bo nie chodzi o rozstrzyganie, które z technik fotograficznych są lepsze, czy atrakcyjniejsze. W 1968 r. pojechaliśmy na wycieczkę szkolną w góry. 4 dniowa trasa była tak zaplanowana, że nocowaliśmy w luksusowych hotelach w Krakowie i we Wrocławiu. Zwiedzaliśmy oba miasta i górskie atrakcje takie jak okolice Śnieżki i Morskiego Oka. Zdjęcia, które publikuję w tym poście nie są atrakcyjne, bo trafiliśmy na wyjątkowo złą pogodę, ale oddają nieco śmieszną atmosferę jakiej byłem autorem.



Zdjęcie powyższe "1571" zrobiłem przy zejściu do schroniska "Samotnia" nad Małym Stawem. Warunki oświetleniowe były fatalne, nie padało, ale niebo było zaciągnięte grubymi szarymi chmurami, stąd i zdjęcie szarobure. Jak widać trudno odróżnić zieleń od skał jakimi pokryte było zbocze góry, tu szare, i tam szare.
To zdjęcie "1571 a3" jest już lekko pokryte barwami, co - jak dla mnie - pozwoliło na wyciągnięcie wielu szczegółów (skały, zieleń), które nie były do odróżnienia na zdjęciu "1571".



Dla porównania niżej publikuję kolorowe zdjęcie "Samotni" (1780 a1) zrobione kilkanaście lat później:


oraz wersję tego samego zdjęcia (1780 a0) po desaturacji, czyli pozbawionego kolorów.:

Co do opisywanej wycieczki szkolnej to miałem olbrzymie wątpliwości, czy zabrać się na nią, bo oba miasta znałem, mieszkała tam moja dalsza rodzina, a więc także Śnieżkę, jak i Morskie Oko już zaliczyłem. Przeważyła jednak możliwość noclegu w luksusowych hotelach (nazw nie pamiętam), które oferowały salę dancingową. Jak już wcześniej wspominałem od dwóch lat uczęszczałem na kurs tańca, i podobno nawet miałem talent. Był jednak problem jak niepostrzeżenie wyrwać się po szkolnym "capstrzyku" i dotrzeć na "hulankę i swawolę" na parkiecie.












Sprawę rozwiązałem na t.zw. "wyrwę". Uznałem, że nie ma szans na przebieranie się ze stroju sportowego na galowy, więc w góry poszedłem ubrany tak jak do tańca: biała koszula z krawatem, na to naciągnięty gruby golf, który ukrywał moje niecne zamiary, na wierzchu marynarka, spodnie "w kancik", i oczywiście mięciutkie mokasyny przeznaczone do tańca. Zdziwionym nauczycielom wyjaśniłem, że strój sportowy zapomniałem zabrać ze sobą.


















W górach taniec po zaśnieżonych trasach szedł mi raczej kiepsko, bo mokasyny ślizgały się jak na lodowisku, jednak wieczorem, gdy wszyscy poszli spać, na parkiecie byłem już niekoronowanym królem tańca. Teraz z lekkim przymrużeniem oka wspominam swoją wspinaczkę, którą trudno nazwać wysokogórską. I pewnie bym nawet zapomniał, że w butach do tańca zdobywałem szczyty polskich gór, gdyby nie poniższe dowody. Zdobywaliśmy po drodze każdy wzgórek i pagórek. Te na zdjęciach wyżej i obok (1567 a3, i 1569 a1) to jedne z nich.















W krótkich chwilach wypoczynku/sjesty, najczęściej w oczekiwaniu na podanie obiadu (tak jak tutaj na zdjęciu niżej 1568 a3), bo wiadomo wycieczka czekać ma, udawało się zrobić zdjęcie grupowe. Było to dość trudne zadanie, bo w aparacie nastawiałem samowyzwalacz, a potem szybko doskakiwałem do grupy.


Czasami udawało się komuś z grupy wytłumaczyć, gdzie ma nacisnąć spust wyzwalacza a wtedy fotografowane panie uwalniały uśmiech nr 3, a panowie robili wdech, i prężyli swoje muskuły (1566 a3).




















To zdjęcie obok (1570 a2) prawdopodobnie powstało przed jakimś hotelem/schroniskiem w Zakopanem, gdzie jedliśmy obiad.














Kilka lat po niezapomnianej wycieczce szkolnej, chyba około 1972/1973 r., wybrałem się na wycieczkę do ZSRR. To zdjęcie na dole "1572 a1" wykonałem u podnóża Elbrusa. Pogoda także była fatalna, dlatego nie zakładałem do aparatu filmu barwnego. Przyroda jednak zaskoczyła mnie, bo w pewnym momencie szczyty gór przesłoniły ogromne obłoki, a jednocześnie z tyłu co jakiś czas słońce przebijało się przez chmury nietypowo oświetlając zbocza gór. Zdjęcie czarno białe nie oddaje tego co zobaczyłem, tamtego wrażenia sprzed ponad 50 lat nie oddaje również pokolorowanie zdjęcia, zdecydowałem się jednak na ten zabieg, bo pozwolił na utrwalenie niezapomnianego wrażenia.

.