czwartek, 8 września 2016

Tajemnice portretowania i nie tylko ...

Ta piękna dziewczyna obok w rzeczywistości nie istnieje. Jest to tylko produkt graficzny wykonywany z reguły dla potrzeb marketingu. Autentyczne są jedynie plecy modelki, którą fotografowałem w latach 60' ubiegłego wieku. Usta, oczy i nos zostały wygenerowane cyfrowo, a skalp został "zdarty" z jakiegoś zdjęcia znalezionego w sieci. Pomiędzy policzkiem a nosem oraz w kąciku ust z lewej strony celowo pozostawiłem ślady wklejania elementów twarzy. Graficy często stosują takie sposoby zabezpieczania prac przed kradzieżą, co wydaje się lepszą metodą niż nanoszenie napisów jak niżej.


Co chciałem tym powyższym zdjęcio/obrazem pokazać? Tym razem nie chodzi o teorię, a o pewne reminiscencje, jakie nasunęły mi się w trakcie "klejenia" tego obrazu. W głębokich czasach PRL, aby zrobić takie zdjęcie trzeba było mieć: doświadczenie, niezły sprzęt atelierowy, piękne modelki, z obsługą dysponującą walizkami kosmetyków, i odrobinę pomysłu. Dzisiaj prawie każdy właściciel smartfona ma sprzęt, ale nie ma już ... pięknych dziewczyn. To jednak nie jest problem, bo od piękności mamy oprogramowania typu "Photoshop", a wtedy niepotrzebne jest "... doświadczenie, niezły sprzęt atelierowy, piękne modelki, z obsługą dysponującą walizkami kosmetyków ..."



Czarno białe zdjęcie powyżej wykonałem w 1968 r. i jak do tej pory, poza pokolorowaniem, nie próbowałem upiększać. Modelka z krwi i kości żyje do dzisiaj i ma się nieźle, chociaż ma już ponad 70 lat. Na zdjęciu warto zwrócić uwagę na piękne falujące włosy, które wymagały niezwykłej i codziennej pielęgnacji. Wieczorem umyte włosy zakręcano na wałki a rano zaczynało się czesanie, tapirowanie i układanie. Żałuję, że tej modelce poświęciłem tak mało czasu na robienie zdjęć portretowych, trenowała siatkówkę, miała doskonałą figurę i najczęściej pojawiała się "au naturel". Prezentowane zdjęcie powstało dość przypadkowo i wówczas nie zwróciłem na nie większej uwagi, bo technicznie było nieudane. Dopiero teraz odkryłem urok ciekawego spojrzenia.





Doskonała kiczowatość prezentowana tym zdjęciem a15 jest dowodem na to w jak dziwnych okolicznościach powstają niektóre zdjęcia psychologiczne, które właściwie równie dobrze można nazwać pornograficznymi (o czym dalej).














Jak widać z psychologią zdjęcia te akurat tutaj prezentowane niewiele mają wspólnego, bowiem w obu przypadkach twarze zostały zmienione, aby zachować anonimowość. Jednak zauważyłem, że właśnie podczas robienia takich zdjęć, emocje zarówno fotografa jak i fotografowanego obiektu sięgają zenitu. Wprawdzie starałem się uspokajać modelki, że wszelkie niedoskonałości ich ciała zostaną usunięte podczas fotografowania i późniejszej obróbki fotochemicznej, ale niepewność pozostawała. To właśnie w tych warunkach popularny w XIX i XX w. retusz urastał do rangi wielkich manipulacji. Oczywiście dzisiaj odpowiednim programem graficznym można modelkę w kilka minut "pogrubić, albo pocienić", tak jak to zrobiłem na zdjęciu poniżej,

jednak 50 lat temu trzeba było wcześniej nieco pomajsterkować pod powiększalnikiem.




Czy psychologia zdjęcia to tylko puste hasło, czy może jednak kryje się za tym coś znacznie więcej niż oczekujemy. Jedno z najciekawszych zdjęć portretowych (Uwaga! Zmieniona twarz), które przez wiele lat zdobiło wystawę zaprzyjaźnionego atelier fotograficznego, udało mi się zrobić dość przypadkowo. Znana aktorka zapragnęła mieć dwa zdjęcia z jednej pozy. Zakładając, że chodziło o, modne wówczas, przeznaczenie zdjęcia dla dwóch rodzajów odbiorców "spiąłem pośladki" i wykonałem zlecenie całkiem nieźle. Na odsłonięciu jednej piersi sesja fotograficzna jednak się zakończyła. Aktorka byłą znaną osobą, starszą ode mnie o kilkanaście lat, więc "nie posunęliśmy się ani na krok", chociaż o krok jak najbardziej chodziło. Dopiero po prawie 50 latach, podczas przypadkowego spotkania, dowiedziałem się, że podobne obiekcje miała również moja modelka. A więc panowie i panie! Więcej odwagi! Lepiej żałować za grzechy popełnione, niż żałować, że się ich nie popełniło.











Grzechami których nigdy nie żałowałem były sesje fotograficzne kończące się następnego dnia rano. To zdjęcie z prawej - które by można zatytułować "śniadanie u fotografa" - powstało właśnie w takich warunkach. Oryginalne zdjęcie było wielokrotnie przerabiane i modyfikowane, jedna z wersji to ta:
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj9BiVvo6dezfurdMY2n12u6-tKQWnoZUR8mVJcVX4KNcBfZNAYjeMCxol3-_5Vpj-yIYcsQAX_GNW8S_gZhG9w9TIZAxWQxZBu7YBq9EHHVcHRHOFDSTtDECDBw-i56MWrAyKtTZ8baeg/s1600/741+a5.jpg jednak nigdy nie udało mi się odtworzyć fryzury w jakiej modelka pojawiła się poprzedniego dnia. Na pewno było to coś w stylu "a'la Papuas" modnym w latach 70' ub.w. jednak po upojnej nocy to "coś" niczego już nie przypominało. Ale odgarnijmy włosy na bok. Bo, czy może być coś piękniejszego niż kobieta rozgrzana w łóżku dla której przygotowuje się pyszne śniadanie? Otóż okazuje się, że może!


Zdjęcie poniżej to praktycznie jedyne, którego nie poprawiałem pod żadnym względem.

Pierwszy strzał migawki był zarazem ostatnim. Modelka o przecudnej urodzie, i zapewne nie zdająca sobie z tego sprawy. Nigdy nie używała żadnych kosmetyków, nawet zwykłej szminki do ust. Nie musiała! Natura obdarzyła ją niepowtarzalną urodą. Piękne duże oczy i usta, regularnie ukształtowana twarz, bujne i gęste włosy, myte zwykłym mydłem i wywarem z ziół, do tego nieskazitelna budowa ciała, spowodowały, że prawie zapłakałem tak jak M. Kondrat, gdy w słynnym filmie "Pułkownik Kwiatkowski" ujrzał Renatę Dancewicz.
.