piątek, 2 października 2015

Modelki "bez głowy" w atelier fotograficznym. 1970 r.











W połowie lat 70' ubiegłego wieku jednym z największych wyzwań dla fotografa parającego się zdjęciami atelierowymi było oświetlenie sztuczne. Do portretowania wystarczały w zasadzie dwa reflektory, ale poprawne bezcieniowe zdjęcie całej sywetki było już niezwykle problematyczne. Dlatego stosowano wiele rozwiązań pośrednich. Najpopularniejszym było skupienie się na oświetleniu sylwetki, a następnie wyretuszowanie powstałych artefaktów (gł. niepożądanych cieni). Tak powstało np. zdjęcie obok "1381 a3", oraz poniższe "1193 a3".


























































Prawie pół wieku temu robienie zdjęć o tematyce erotycznej wymagało pewnej odwagi zarówno fotografa jak i modelki. Na takie zdjęcia umawiano się z reguły po godzinach pracy atelier, lub w warunkach domowych. Moje wyposażenie było dość skromne, kilka reflektorów i lamp błyskowych (o sile nie przekraczającej 32-40 p.), statywy, i białe tło rozwieszane na ścianie. W tych warunkach dość często zaliczałem takie wpadki jak na zdjęciu obok "1386 a2". Gdy już udało się ustawić modelkę i pozbyć cieni, to po wywołaniu zdjęcia okazywało się, że w kadrze (lewy górny róg) pojawił się fragment wieszanego tła - było to białe płótno żaglowe o wymiarach 3x3 m.











Na szczęście nie wszystkim modelkom zależało na tle. Zdarzały się amatorki zdjęć sytuacyjnych - "1386 a1". Wszystkie powyższe zdjęcia w gwarze pracowni fotograficznych nazywano zdjęciami "modelek bez głowy".




























Niektóre agencje reklamowe zatrudniające modelki wymagały oprócz zdjęć profesjonalnych także zdjęć nie pozowanych, co oznaczało, że modelka nie musiała prezentować skomplikowanych figur akrobatycznych. To jedno z takich zdjęć obok "1194 a4".
.

8 komentarzy:

  1. Wykryłam jeszcze jedną wpadkę. Pani obuta w szpilki na zdjęciu 1193a3 ma coś pod spodem podbicia stopy. Między obcasem a resztą buta. A w ogóle to te buty jakby za duże na nią były...
    Wredna jestem, wiem:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaka wredna? To bardzo cenna uwaga, dzięki! Ja też to zauważyłem, ale podczas kolorowania zdjęć zapomniałem i wyczyściłem to "coś". Potem na czarno białym oryginale okazało się, że to spód buta. Szpilki nie są za duże, tylko wtedy (ok. 1979 r.) na Zachodzie już były modne obcasy pow. 13 cm. Prawie każda modelka w nie wpadała. A w ogóle to zgrabne były wtedy te buciki, nie to co dzisiaj.

      Usuń
    2. To coś, to podpora, żeby mogła w tych za wysokich i za dużych szpilkach ustać w bezruchu do zdjęcia. :)))

      Usuń
    3. We wredocie przebiję Bet, hi, hi...
      Sądząc po piętach, atelier było bardzo brudne, fuj... ;) :)

      Usuń
    4. Wystarczy w jakimkolwiek programie graficznym pobrać "kropelką" próbki barw, aby przekonać się, że najciemniejsze partie to kolejno: tył łydki, tył uda, spód stopy, i kręgosłup. To nie oznacza jednak, że modelka chodziła na łydkach, czy plecach. Ale to racja, że z tym spodem "brudnych stóp" zawsze był problem, największy zresztą w balecie. :)

      Usuń
  2. a propos impregnowałeś płótno czymś "na refleksy"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To płótno było surówką wycofaną z końcowej produkcji z powodu jakiejś
      wady. Było czymś utwardzone, gniotło się okropnie, ale refleksów nie było.

      Usuń
    2. Wraz z tymi laskami, ewentualnie solo, zapraszam Cię, Imienniku Zacny, na mój skromny blogowy jubileusz.
      oby nam się

      Usuń