poniedziałek, 28 listopada 2016

Portrety cd. Robimy transseksa!

Dokładnie rok temu w poście j.n.:
http://foto-anzai.blogspot.com/2015/11/goe-baby-czyli-knechci-markietanki-i.html
pokazałem jak z manekina można graficznymi metodami, i bez posługiwania się fotoszopowymi metodami,  zrobić całkiem uroczą modelkę. Teraz chciałbym wrócić do historii fotografowania sprzed ponad 100 lat. Na początek pytanie: Czy ktoś wie co przedstawiają poniższe obrazki i do czego mogłymogą służyć?
Zapewne większość Czytelników interesujących się metodami i technikami stosowanymi przed wiekami pamięta, że były to proste narzędzia (wycinanki papierowe), możliwe do wykonania przez każdego, i ułatwiające wykonywanie zdjęć specjalnych, m.in. takich jak np. nagrobkowych, medalionowych, portretowych, czy nawet studyjnych. Owalny kształt motywu nadawał się praktycznie do każdej głowy i postaci fotografowanej osoby, sprawdzał się także w krajobrazach i malarstwie.


O technice fotografowania z użyciem tych wycinanek opowiem przy innej okazji. Tutaj tylko na jednym przykładzie pokażę jak można z osobnika płci męskiej zrobić całkiem niezłą laskę. W archiwach z połowy lat 60' ub.w. znalazłem takie oto zdjęcie (poniżej) nieco zniewieściałego osobnika, który nadawał się idealnie na wirtualnego "transseksa".


A więc główkę wycinamy ze zdjęcia i obracamy do pionu tak jak na rys. 1. Rys. 2 przedstawia etap końcowy do jakiego będziemy zmierzali. Teraz, tak jak na rys. 3, poprawiamy geometrię twarzy. Tutaj widać, że na oryginale wszystkie elementy twarzy są jakby skupione w środku, a więc decentralizujemy i przy okazji powiększamy oczy, nos i usta, oraz usuwamy mechaniczne usterki (oko).
Wg rys. 4 dorzucamy minimalną ilość kolorów, aby sprawdzić kolorystykę, i usuwamy "zwis męski prosty", który jest nieodłącznym atrybutem męskości.


Do tak przygotowanej wstępnie twarzy dopasowujemy szablon z rys. 5 z wyciętym owalem (do tego służyły czarne wycinanki zaprezentowane na pierwszym zdjęciu) i wstawiamy nową facjatę, rys. 6. Teraz pozostaje tylko wygładzenie obrazu (można to robić GIMP-em) i ewentualne pokolorowanie.

Jak widać w poszczególnych etapach obróbki celowo pozostawiłem niedociągnięcia, aby Czytelnicy mogli bliżej zapoznać się z tą techniką. I tak mamy transseksa, widocznego na rys. 2!
.

poniedziałek, 14 listopada 2016

Artefakty pożądane, i te pozostałe

Jednym z najtrudniejszych i niedocenianych w fotografii - zarówno analogowej jak i cyfrowej - warunków poprawnego wykonania zdjęcia jest prawidłowe wykorzystanie oświetlenia. W połowie lat 80' ub.w. jednej z modelek wykonałem czarno białe zdjęcie, którego głównym motywem miało być nietypowe sztuczne oświetlenie.
Jak widać na powyższym zdjęciu jeden reflektor oświetlał postać z lewej górnej strony (poz. "na godz. 10), natomiast drugi dolny reflektor (poz. na godz. 5) dawał strumień światła na wysokości kolan - miejsca umieszczenia reflektorów oznaczyłem strzałkami. W ten sposób powstał całkiem fajny obraz czarno biały, którego nie da się jednak odtworzyć w oryginale z uwagi na brak efektów jakie daje czarno białe zdjęcie wykonane na t.zw. "wysokim połysku". Ale od czego jest grafika komputerowa? I tak pojawiło się "cuś", już nie czarno białe, i nie tak piękne jak na oryginalnym zdjęciu, ale za to w miarę interesujące.


Idąc dalej tym śladem przypomniałem sobie o jeszcze jednym powyższym zdjęciu, które było wykonane w normalnym sztucznym oświetleniu, czyli reflektory górne z rozproszonym światłem. Tutaj nie było już żadnych wstępnych założeń. Po prostu modelka o wspaniałej budowie, miała także jedną generalną wadę - jej twarz była wyjątkowo niefotogeniczna. Oczywiście można było wykonać retusz, który zrobiłem z wielką niechęcią. W zamian za to (koszt retuszu w latach 80' był wielokrotnie droższy od zdjęcia atelierowego) wykonaliśmy pozowane zdjęcie "od tyłu". Nie wiem jak klientka wykorzystała to zdjęcie - zażądała 5 sztuk w formacie 30x40 cm. - które ja publikuję dopiero po 30 latach, odpowiednio je kolorując.

czwartek, 8 września 2016

Tajemnice portretowania i nie tylko ...

Ta piękna dziewczyna obok w rzeczywistości nie istnieje. Jest to tylko produkt graficzny wykonywany z reguły dla potrzeb marketingu. Autentyczne są jedynie plecy modelki, którą fotografowałem w latach 60' ubiegłego wieku. Usta, oczy i nos zostały wygenerowane cyfrowo, a skalp został "zdarty" z jakiegoś zdjęcia znalezionego w sieci. Pomiędzy policzkiem a nosem oraz w kąciku ust z lewej strony celowo pozostawiłem ślady wklejania elementów twarzy. Graficy często stosują takie sposoby zabezpieczania prac przed kradzieżą, co wydaje się lepszą metodą niż nanoszenie napisów jak niżej.


Co chciałem tym powyższym zdjęcio/obrazem pokazać? Tym razem nie chodzi o teorię, a o pewne reminiscencje, jakie nasunęły mi się w trakcie "klejenia" tego obrazu. W głębokich czasach PRL, aby zrobić takie zdjęcie trzeba było mieć: doświadczenie, niezły sprzęt atelierowy, piękne modelki, z obsługą dysponującą walizkami kosmetyków, i odrobinę pomysłu. Dzisiaj prawie każdy właściciel smartfona ma sprzęt, ale nie ma już ... pięknych dziewczyn. To jednak nie jest problem, bo od piękności mamy oprogramowania typu "Photoshop", a wtedy niepotrzebne jest "... doświadczenie, niezły sprzęt atelierowy, piękne modelki, z obsługą dysponującą walizkami kosmetyków ..."



Czarno białe zdjęcie powyżej wykonałem w 1968 r. i jak do tej pory, poza pokolorowaniem, nie próbowałem upiększać. Modelka z krwi i kości żyje do dzisiaj i ma się nieźle, chociaż ma już ponad 70 lat. Na zdjęciu warto zwrócić uwagę na piękne falujące włosy, które wymagały niezwykłej i codziennej pielęgnacji. Wieczorem umyte włosy zakręcano na wałki a rano zaczynało się czesanie, tapirowanie i układanie. Żałuję, że tej modelce poświęciłem tak mało czasu na robienie zdjęć portretowych, trenowała siatkówkę, miała doskonałą figurę i najczęściej pojawiała się "au naturel". Prezentowane zdjęcie powstało dość przypadkowo i wówczas nie zwróciłem na nie większej uwagi, bo technicznie było nieudane. Dopiero teraz odkryłem urok ciekawego spojrzenia.





Doskonała kiczowatość prezentowana tym zdjęciem a15 jest dowodem na to w jak dziwnych okolicznościach powstają niektóre zdjęcia psychologiczne, które właściwie równie dobrze można nazwać pornograficznymi (o czym dalej).














Jak widać z psychologią zdjęcia te akurat tutaj prezentowane niewiele mają wspólnego, bowiem w obu przypadkach twarze zostały zmienione, aby zachować anonimowość. Jednak zauważyłem, że właśnie podczas robienia takich zdjęć, emocje zarówno fotografa jak i fotografowanego obiektu sięgają zenitu. Wprawdzie starałem się uspokajać modelki, że wszelkie niedoskonałości ich ciała zostaną usunięte podczas fotografowania i późniejszej obróbki fotochemicznej, ale niepewność pozostawała. To właśnie w tych warunkach popularny w XIX i XX w. retusz urastał do rangi wielkich manipulacji. Oczywiście dzisiaj odpowiednim programem graficznym można modelkę w kilka minut "pogrubić, albo pocienić", tak jak to zrobiłem na zdjęciu poniżej,

jednak 50 lat temu trzeba było wcześniej nieco pomajsterkować pod powiększalnikiem.




Czy psychologia zdjęcia to tylko puste hasło, czy może jednak kryje się za tym coś znacznie więcej niż oczekujemy. Jedno z najciekawszych zdjęć portretowych (Uwaga! Zmieniona twarz), które przez wiele lat zdobiło wystawę zaprzyjaźnionego atelier fotograficznego, udało mi się zrobić dość przypadkowo. Znana aktorka zapragnęła mieć dwa zdjęcia z jednej pozy. Zakładając, że chodziło o, modne wówczas, przeznaczenie zdjęcia dla dwóch rodzajów odbiorców "spiąłem pośladki" i wykonałem zlecenie całkiem nieźle. Na odsłonięciu jednej piersi sesja fotograficzna jednak się zakończyła. Aktorka byłą znaną osobą, starszą ode mnie o kilkanaście lat, więc "nie posunęliśmy się ani na krok", chociaż o krok jak najbardziej chodziło. Dopiero po prawie 50 latach, podczas przypadkowego spotkania, dowiedziałem się, że podobne obiekcje miała również moja modelka. A więc panowie i panie! Więcej odwagi! Lepiej żałować za grzechy popełnione, niż żałować, że się ich nie popełniło.











Grzechami których nigdy nie żałowałem były sesje fotograficzne kończące się następnego dnia rano. To zdjęcie z prawej - które by można zatytułować "śniadanie u fotografa" - powstało właśnie w takich warunkach. Oryginalne zdjęcie było wielokrotnie przerabiane i modyfikowane, jedna z wersji to ta:
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj9BiVvo6dezfurdMY2n12u6-tKQWnoZUR8mVJcVX4KNcBfZNAYjeMCxol3-_5Vpj-yIYcsQAX_GNW8S_gZhG9w9TIZAxWQxZBu7YBq9EHHVcHRHOFDSTtDECDBw-i56MWrAyKtTZ8baeg/s1600/741+a5.jpg jednak nigdy nie udało mi się odtworzyć fryzury w jakiej modelka pojawiła się poprzedniego dnia. Na pewno było to coś w stylu "a'la Papuas" modnym w latach 70' ub.w. jednak po upojnej nocy to "coś" niczego już nie przypominało. Ale odgarnijmy włosy na bok. Bo, czy może być coś piękniejszego niż kobieta rozgrzana w łóżku dla której przygotowuje się pyszne śniadanie? Otóż okazuje się, że może!


Zdjęcie poniżej to praktycznie jedyne, którego nie poprawiałem pod żadnym względem.

Pierwszy strzał migawki był zarazem ostatnim. Modelka o przecudnej urodzie, i zapewne nie zdająca sobie z tego sprawy. Nigdy nie używała żadnych kosmetyków, nawet zwykłej szminki do ust. Nie musiała! Natura obdarzyła ją niepowtarzalną urodą. Piękne duże oczy i usta, regularnie ukształtowana twarz, bujne i gęste włosy, myte zwykłym mydłem i wywarem z ziół, do tego nieskazitelna budowa ciała, spowodowały, że prawie zapłakałem tak jak M. Kondrat, gdy w słynnym filmie "Pułkownik Kwiatkowski" ujrzał Renatę Dancewicz.
.

wtorek, 9 sierpnia 2016

Jak zepsuć zdjęcie. Obróbka graficzna

Zdarza się czasami, że nagle pojawia się możliwość zrobienia dobrego zdjęcia, ale brakuje nam czasu na jego wykonanie. Wprawdzie zdjęć już nie robię od kilkunastu lat, ale przyroda nadal nie rezygnuje i zaskakuje. To zdjęcie niżej:
zrobiłem telefonem mając świadomość, że nie zdążę wyciągnąć lepszego sprzętu do fotografowania, bo słońce "przesuwające się" między kominami, tylko na kilka sekund stworzy niepowtarzalny obraz. Strzeliłem migawką mając nadzieję, że oczywiste złe skadrowanie (nie trzyma horyzont) uda się usunąć w trakcie obróbki graficznej.


Po ustaleniu prawidłowego horyzontu (to ta cienka ukośna czarna linia poniżej zdjęcia), obraz przekręciłem o ok. 35%, a dalej sklejkami i wklejkami uzupełniłem braki obrazu. Wyszło to co wyszło niżej:


Na kolejnym zdjęciu poprawiłem miejsca łączenia wklejek (kilka zostawiłem w lewym górnym rogu dla odszukania przez bardziej dociekliwych Czytelników) i wyrównałem ogólny balans struktury powierzchni zdjęcia. Tak zdjęcie mogło by tak wyglądać:
gdybym miał czas na przygotowanie sprzętu.


Wyobraźnia jednak działa. Zwykłym programem graficznym, dostępnym nawet w smartfonach, poprawiam ogólny balans i kolorystykę zdjęcia/obrazu, nasycając je barwami  i zwiększając kontrast. No teraz jest już całkiem fajnie i poniższe zdjęcie/obrazek
można ... wyrzucić do kosza. O tym warto pamiętać. Wykonywane zdjęcia, jeżeli chcemy je wykorzystać profesjonalnie nie mogą być poddawane obróbce graficznej. Starajmy się więc pomyśleć wcześniej o tym co chcemy utrwalić naszym sprzętem.
.

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Oko, rozum i aparat fotograficzny. c.d.

W poprzednim poście starałem się wykazać, że to co widzimy niekoniecznie musi być rzeczywistością. Nie wiem, czy moje zamiary udały się, bowiem mgła, parujące liście, oraz szczegóły w cieniu widoczne były tylko na monitorach wyższej klasy. Wprawdzie na kolejnych obrazach domalowywałem przedmiotowe elementy, ale wątpliwości chyba pozostały. Jedna z komentujących, pani Ewa, zadała ważne pytanie: Dlaczego fotografuje różowy kwiatek, a na zdjęciu jest on niebieski? Proponuję więc test możliwy do wykonania przez każdą osobę dysponującą telefonem i aparatem.


Płytę kompaktową, t.zw. CD, umieszczamy tak jak na zdjęciu powyżej w jakimś stabilnym miejscu (ja wykorzystałem opakowanie po serku), i tak kierujemy aparat, aby sfotografować pełną tęczę. To zdjęcie powyżej, jak i następne poniżej, wykonałem lustrzanką wysokiej klasy operującą na plikach RAW.
Na obu powyższych zdjęciach widać, że akurat te ustawienia aparatu (lustrzanka ma możliwość wymiany oprogramowania, i płynnego przechodzenia w inne tryby) preferują t.zw. "zimne kolory" zawężając pasmo żółto czerwone.




Kolejne zdjęcie prezentowane powyżej wykonane zostało standardowym aparatem mordoobrazkowym, którego fragment odbija się z prawej strony (w testach można użyć takiego aparatu i zwykłego aparatu telefonicznego). Myślę, że porównując oba rodzaje zdjęć daje się zauważyć, że aparaty w zależności od wewnętrznego oprogramowania, matrycy, itp. czynników rejestrują te same obrazy w różnych zakresach barw. Dlaczego tak się dzieje można dowiedzieć się n.p. z Wikipedii, albo od ucznia 5-6 klasy szkoły podstawowej. Ja tylko chciałbym przypomnieć, że nasze oko nie rejestruje (nie widzi) takich barw jak podczerwień i nadfiolet.  


Barwy niewidoczne dla nas odbierają jednak niektóre owady. Na ogól jednak zwierzęta widzą świat głównie czarno biały, lub właśnie niebiesko różowy. Niektóre gatunki, np. ryby, i płazy w ogóle nie odbierają barw, ale są za to niezwykle wyczulone na ruch, i widzą np. 25 klatek wyświetlanych w ciągu sekundy na ekranie TV, gdy my widzimy tylko ciągły ruch. Ruch jest jednocześnie zmianą kontrastu, a więc najmniejszy ruch plamy o dowolnej szarości i na dowolnym tle jest natychmiast zauważalny w świecie ryb, ale i gadów. Czułością, wrażliwością i tp. cechami wzroku ludzkiego chwilowo nie będziemy się zajmowali, chociaż jest to też niezwykle interesujący temat.


Jeżeli jeszcze nie wszyscy się przekonali, że nasz wzrok jest ułomny i nie wszystko widzi zgodnie z rzeczywistością to proponuję kolejny, bardzo prościutki test, przydatny także w przypadku uszkodzenia pilota zdalnego sterowania. Pilot ustawiamy tak jak na zdjęciu poniżej
i kierujemy na niego dowolny aparat fotograficzny. Uruchamiamy oba urządzenia i wtedy okazuje się, że to czego my nie widzimy, widzi nasz aparat - to błyskająca dioda na zdjęciu poniżej!
Jak pisałem ten test także umożliwia sprawdzenie czy nasz pilot jeszcze działa.


O złudzeniach optycznych pisałem wielokrotnie, teraz jednak nasuwa mi się proste pytanie: Otóż w poprzednim poście próbowałem namalować to czego nie udało się utrwalić zdjęciem. Załóżmy jednak, że nie chodzi o mgłę, czy parujące liście, ale właśnie o szczegóły widoczne w cieniu. Dla lepszego efektu przyjmijmy, że tym szczegółem jest słynny już "kwantowy kot Schrödingera”, na dodatek barwy czarnej. Nietrudno wyobrazić sobie, że razem z zachodzącym Słońcem, także kot staje się coraz bardziej niewidoczny. Gdy już nie widzimy nic to można przyjąć, że kot tam jest nadal, ale równie dobrze mógł sobie pójść.


Jak więc namalować kota (a także mgłę, czy parujące liście), który "jest, ale jakby go nie było"? Miłośnicy fizyki kwantowej zapewne dadzą sobie radę z tym problemem, prawdopodobnie filozofowie również. Ale jak namalować wspomnienia i marzenia? I z tym pytaniem zostawiam Czytelników do następnego postu.
.

poniedziałek, 30 maja 2016

Świat jaki widzimy okiem, rozumem i aparatem fotograficznym. Wyobraźnia, a rzeczywistość

To, że otaczający nas świat widzimy "do góry nogami" nie powinno być tajemnicą nawet dla tych, którzy niezbyt chętnie uczęszczali na lekcje fizyki, lub anatomii człowieka w szkole średniej, bo prawdą jest, że obraz docierający za pośrednictwem naszego oka na siatkówkę, jest odwrócony zgodnie z prawami fizyki, i ma też nieco inne barwy. Bardziej skomplikowanym procesem jest natomiast przetwarzanie tego co odbiera siatkówka tak, abyśmy w miarę poprawnie odbierali to co dzieje się wokół nas. Ważne jest też abyśmy potrafili odróżnić złudzenia od rzeczywistości, w czym pomóc może kilka najprostszych testów:  
http://www.komputerswiat.pl/artykuly/redakcyjne/2015/05/15-niesamowitych-zludzen-optycznych,4.aspx


W poprzednim poście zaprezentowałem sposób tworzenia obrazów graficznych trudnych, bo wymagających stosowania nietypowego oświetlenia, oddania mgły, gry światłocieni, odbić w wodzie, itp. artefaktów. W tym poście poprzeczkę stawiamy nieco wyżej. Wcześniej jednak mały test, który można wykonać na domowym sprzęcie. Powyżej obraz, do którego wykorzystałem nietypowe barwy (złota i srebrna), które w różny sposób odtwarzane są na różnych wyświetlaczach. Na wyświetlaczach o minimalnych wymaganiach jakościowych kolory: żółty i złoty, oraz szary i srebrny powinny być rozróżnialne. Jeżeli tak jest to przedstawiam fotkę poniżej:


Zdjęcie zostało wykonane jednym z najlepszych obecnie telefonów ...''iPhone'ów (marki nie podaję, bo nie znoszę reklamy),  o parametrach znacznie lepszych od typowych aparatów "mordoobrazkowych". Zdjęcie przypadkowe, więc i parametry techniczne kiepskie. Jak widać jest to zachód Słońca widziany przez gałęzie drzew. Zachmurzenie prawie całkowite, godzina po 20-ej, czas przechwytywania 8 sek. Zdjęcie jest nieostre, bo robione "z ręki" podpartej na pniu drzewa. Poza urokliwą barwą Słońca przebijającego się przez zieleń, chciałem uchwycić ogólne zamglenie i odbłyski na liściach i gałęziach. Czy to się udało?


Zrezygnowany tym co uzyskałem, korzystając z tego, że mój "telefon do zdjęć" pracuje także na plikach RAW zacząłem je obrabiać graficznie. Już pierwsza czynność desaturacji
czyli pozbawienia kolorów i naniesienia tylko wybranych barw spowodowała, że ujawniły się miejsca dodatkowo oświetlone interferującymi promieniami Słońca. Nadal jednak pozostał problem doboru barw, i ogólnego skontrastowania. Po przycięciu zdjęcia z lewej strony zaczęło się więc graficzne wydobywanie barw i refleksów świetlnych. Poniżej pierwszy efekt, oddający z fotograficznego punktu widzenia to co zarejestrował mój aparatotelefon, chociaż nadal daleki od tego co widział mój umysł.


Prawdopodobnie standardowe aparaty w tym miejscu same by dokonały stosownych standardowych korekt doprowadzających obraz do najczęstszych upodobań użytkowników, ale jednak jest to opcja sprowadzająca się do wyboru "coś za coś", kontrast za utratę barw, barwy za rozmycie obrazu, itd., itp., ... Ja jednak postanowiłem inaczej. Wrzuciłem więc zdjęcie (jeszcze zdjęcie!) na piksele i zaczęło się kolejne malowanie penem. Nie chcąc zanudzać kolejnymi etapami obróbki graficznej na poniższym obrazie
przedstawiam to co się działo później. Jak zwykle najtrudniejszym zadaniem okazał się wybór tego "najlepszego" obrazu, ja wybrałem ten poniżej.



Weryfikacji i oceny dokonywaliśmy wspólnie z obserwatorami moich zmagań. Poza moją wersją uznanie zdobyły 4 inne! Była opcja czarno biała, czarno biała z minimalnym podbarwianiem, wersja kolorowa, i kolorowa zamglona. Jak widać nie tylko aparat potrafi własnym oprogramowaniem zmieniać barwy i kształty obiektów na wykonanych przez nas zdjęciach. Na szczęście nadal tylko człowiek potrafi uzupełniać w świecie wirtualnym to czego aparat nie widzi swoim okiem w świecie rzeczywistym. Ale nie cieszmy się, nauka, technika i technologia coraz śmielej kroczą naprzód, my raczej pozostajemy w tyle. Pozostaje nam tylko wyobraźnia i improwizacja, ale na jak długo? ;)
.

sobota, 7 maja 2016

Długi weekend na żaglach, sztalugach i grillach

To miał być długi przyjemny weekend i w zasadzie taki był, gdyby nie obowiązek wszechpolskiego grillowania, ale o tym napiszę w innym miejscu. Efektem weekendu miał być typowy "widoczek", który prezentuję poniżej:


A teraz o obiecanych wcześniej technikach wirtualnego "malowania" na sztalugach. Wykorzystałem ogólnodostępne graficzne programy tworzenia grafiki rastrowej i wektorowej. A więc, tak jak w realnym malarstwie olejnym (można też robić akwarelami, czy ołówkiem) przygotowujemy blejtram. Oczywiście pomijamy etap naciągania płótna na własnoręcznie zbite ramy i pokrywania różnorodnymi czarodziejskimi podkładami, suszenia, garbowania, itd., itp., tak jak to robili dawni mistrzowie pędzla i palety.


W grafice wirtualnej wystarczy zakreślić ramy obrazu, w moim przypadku było to tylko 1024x768 px, rozdzielczość najczęściej pojawiająca się na różnego rodzaju wyświetlaczach. Grafika wektorowa wymaga wcześniejszego położenia tła (zwanego także gruntowaniem), wtedy możemy wykorzystać możliwości łączenia się kolorów, przenikania, rozmazywania, uzyskiwania wypukłości, drukowania w 3D, itp, efektów, pisałem o tym tutaj:      
http://foto-anzai.blogspot.com/search/label/Teoria


Jak widać na rys. "etap 1" poniżej
ograniczyłem się tylko do położenia podstawowych barw. Ta podstawowa czynność, czyli wybór koloru, jest chyba najważniejszym etapem tworzenia obrazu zarówno w wirtualu, jak i w realu. Dalej poszło już gładko.


Etap 2 poniżej to naniesienie konturów głównych elementów obrazu. Tu należy tylko dbać o proporcje, kształty i perspektywę.



Na etapie 3 rozmazujemy kolory i ewentualnie uwidaczniamy szczegóły obrazu.



Teraz - etap 4 - staramy się odtworzyć główne elementy obrazu powyżej lustra wody. To ważne, bo w następnym etapie, elementy te, będą musiały się "odbić" w wodzie.



Etap 5 stanowi o prawdziwej wartości naszego obrazu. Problemem jest to, że obraz odbity w wodzie jest zmieniony o tę samą wartość tonalną, czyli po prostu jest nieco "zimniejszy". Dodatkową trudnością jest to, że woda w rzece płynie, a więc obraz odbity, będzie miejscami zniekształcony, a nawet przerywany. Pojawią się też barwy niewidoczne na wybranym kadrze obrazu. Jest to niebo, które odbija się w wodzie.



Etap 6 to właściwie ostatnie "pociągnięcia pędzlem", tutaj - jest to obraz "6" zamieszczony na wstępie postu, widać wzmocnienie czerwonych barw liści na krzakach z prawej strony, oraz poprawienie kontrastu liści na drzewie. Pisząc "właściwie" mam na myśli to, że "prawdziwy" obraz zostanie jeszcze upiększony automatycznymi technikami barwienia, zakodowany, opublikowany, "przycięty" i ... sprzedany, oczywiście o ile spodoba się odbiorcom.
.

środa, 6 kwietnia 2016

Kolorowe, czy czarno białe? Wycieczka szkolna 1968 r.

Tytuł jest mylący, bo nie chodzi o rozstrzyganie, które z technik fotograficznych są lepsze, czy atrakcyjniejsze. W 1968 r. pojechaliśmy na wycieczkę szkolną w góry. 4 dniowa trasa była tak zaplanowana, że nocowaliśmy w luksusowych hotelach w Krakowie i we Wrocławiu. Zwiedzaliśmy oba miasta i górskie atrakcje takie jak okolice Śnieżki i Morskiego Oka. Zdjęcia, które publikuję w tym poście nie są atrakcyjne, bo trafiliśmy na wyjątkowo złą pogodę, ale oddają nieco śmieszną atmosferę jakiej byłem autorem.



Zdjęcie powyższe "1571" zrobiłem przy zejściu do schroniska "Samotnia" nad Małym Stawem. Warunki oświetleniowe były fatalne, nie padało, ale niebo było zaciągnięte grubymi szarymi chmurami, stąd i zdjęcie szarobure. Jak widać trudno odróżnić zieleń od skał jakimi pokryte było zbocze góry, tu szare, i tam szare.
To zdjęcie "1571 a3" jest już lekko pokryte barwami, co - jak dla mnie - pozwoliło na wyciągnięcie wielu szczegółów (skały, zieleń), które nie były do odróżnienia na zdjęciu "1571".



Dla porównania niżej publikuję kolorowe zdjęcie "Samotni" (1780 a1) zrobione kilkanaście lat później:


oraz wersję tego samego zdjęcia (1780 a0) po desaturacji, czyli pozbawionego kolorów.:

Co do opisywanej wycieczki szkolnej to miałem olbrzymie wątpliwości, czy zabrać się na nią, bo oba miasta znałem, mieszkała tam moja dalsza rodzina, a więc także Śnieżkę, jak i Morskie Oko już zaliczyłem. Przeważyła jednak możliwość noclegu w luksusowych hotelach (nazw nie pamiętam), które oferowały salę dancingową. Jak już wcześniej wspominałem od dwóch lat uczęszczałem na kurs tańca, i podobno nawet miałem talent. Był jednak problem jak niepostrzeżenie wyrwać się po szkolnym "capstrzyku" i dotrzeć na "hulankę i swawolę" na parkiecie.












Sprawę rozwiązałem na t.zw. "wyrwę". Uznałem, że nie ma szans na przebieranie się ze stroju sportowego na galowy, więc w góry poszedłem ubrany tak jak do tańca: biała koszula z krawatem, na to naciągnięty gruby golf, który ukrywał moje niecne zamiary, na wierzchu marynarka, spodnie "w kancik", i oczywiście mięciutkie mokasyny przeznaczone do tańca. Zdziwionym nauczycielom wyjaśniłem, że strój sportowy zapomniałem zabrać ze sobą.


















W górach taniec po zaśnieżonych trasach szedł mi raczej kiepsko, bo mokasyny ślizgały się jak na lodowisku, jednak wieczorem, gdy wszyscy poszli spać, na parkiecie byłem już niekoronowanym królem tańca. Teraz z lekkim przymrużeniem oka wspominam swoją wspinaczkę, którą trudno nazwać wysokogórską. I pewnie bym nawet zapomniał, że w butach do tańca zdobywałem szczyty polskich gór, gdyby nie poniższe dowody. Zdobywaliśmy po drodze każdy wzgórek i pagórek. Te na zdjęciach wyżej i obok (1567 a3, i 1569 a1) to jedne z nich.















W krótkich chwilach wypoczynku/sjesty, najczęściej w oczekiwaniu na podanie obiadu (tak jak tutaj na zdjęciu niżej 1568 a3), bo wiadomo wycieczka czekać ma, udawało się zrobić zdjęcie grupowe. Było to dość trudne zadanie, bo w aparacie nastawiałem samowyzwalacz, a potem szybko doskakiwałem do grupy.


Czasami udawało się komuś z grupy wytłumaczyć, gdzie ma nacisnąć spust wyzwalacza a wtedy fotografowane panie uwalniały uśmiech nr 3, a panowie robili wdech, i prężyli swoje muskuły (1566 a3).




















To zdjęcie obok (1570 a2) prawdopodobnie powstało przed jakimś hotelem/schroniskiem w Zakopanem, gdzie jedliśmy obiad.














Kilka lat po niezapomnianej wycieczce szkolnej, chyba około 1972/1973 r., wybrałem się na wycieczkę do ZSRR. To zdjęcie na dole "1572 a1" wykonałem u podnóża Elbrusa. Pogoda także była fatalna, dlatego nie zakładałem do aparatu filmu barwnego. Przyroda jednak zaskoczyła mnie, bo w pewnym momencie szczyty gór przesłoniły ogromne obłoki, a jednocześnie z tyłu co jakiś czas słońce przebijało się przez chmury nietypowo oświetlając zbocza gór. Zdjęcie czarno białe nie oddaje tego co zobaczyłem, tamtego wrażenia sprzed ponad 50 lat nie oddaje również pokolorowanie zdjęcia, zdecydowałem się jednak na ten zabieg, bo pozwolił na utrwalenie niezapomnianego wrażenia.

.

czwartek, 10 marca 2016

Teraz będzie o gustach, czyli modelki od XS do XXL

Poprzedni post miał być o kompozycji obrazu jednak rozwinął się w kierunku gustów. Pomyślałem więc, że ten post spróbuję napisać o gustach, z nadzieją, że może nawróci się do kompozycji obrazu. Bo przecież właściwe podanie treści, nawet jeżeli jest to estetycznie ułożone niezbyt smaczne danie na talerzu, potrafi wzmóc apetyt na konsumpcję chociażby wzrokową. Z góry też odcinam się od podejrzeń o seksizm, na razie bowiem nie dojrzałem w sobie predyspozycji o możliwości dyskutowania na podstawie innych niż heteroseksualnych w odbiorze modeli.


Wbrew zapewnieniom autorów ściągniętej poniżej strony nie jest to najchudsza modelka świata, bo tamta rekordzistka już nie miała sił chodzić. Po kilku godzinach od wykonania jej zdjęcia na leżąco zmarła. Zdjęcia absolutnej rekordzistki nie publikuję, bo ... bo.

Pobrane ze strony: http://www.kobietkowo.pl/9609/1/najchudsze-modelki-na-swiecie-uwaga-drastyczne-zdjecia-material-18-tylko-dla-doroslych.html



Także pani na zdjęciu poniżej nie jest najgrubszą modelką, rekordzistka nie chciała jednak pozować, więc wybrałem tą modelkę zajmującą nieco dalsze miejsce w rankingu.
Christina Paez, from Medford, Oregon, binged on cakes until she was bed-bound with obesity and anxiety about her size -- but after stumbling upon a group of fat admirers who loved her super sized body, the 39-year-old's life was transformed
Pobrano ze strony: http://kobieta.wp.pl/query,christina%20paez,szukaj.html?ticaid=1169f4
Jak widać wszystkie panie, i te chude, i te grubsze, dość poprawnie zaprezentowały swoją sylwetkę. Można mieć pewne zarzuty w stosunku do labilności niektórych fragmentów ciała (jednym przeszkadza brak body, u innych jest tego nadmiar), w określonej pozycji, ale z uwagi na budowę anatomiczną ten fakt pomijamy. Na szczególną uwagę zasługuje chyba to, iż modelka na powyższym zdjęciu pięknie wyeksponowała mięśnie uda: grzbietowy i przywodziciel długi (obszar nad czerwonymi majteczkami). To tyle o kompozycji.


Teraz o gustach. Jak doniosły media kilka tygodni temu doszło do niecodziennego rozwodu, gdzie mąż uzyskał rozwód na podstawie udowodnionego faktu, iż jego żona ważąca 147 kg, bez jego zgody odchudziła się aż o ponad 70 kg! Czy jednak gabaryty i waga kobiety są najważniejszym argumentem w pożyciu małżeńskim, oraz damsko męskim? Trudno przecież ocenić odwrotną sytuację, gdy kobieta (np. modelka z górnego zdjęcia po lewej stronie) z medycznego punktu widzenia stanowiąca etap przejściowy pomiędzy skrajnym wyniszczeniem a stanem terminalnym, nadal bierze udział w "wybiegach", odnosi znaczące sukcesy, i ubrana "od stóp do głów" pięknie się prezentuje.


Skoro rozmiary osobnicze i proporcje budowy ciała  nie mają znaczenia przy ostatecznej ocenie to może decydującym jest wiek?


Pobrano ze strony: http://jastrzabpost.pl/newsy/zobaczcie-jak-wyglada-najmlodsza-modelka-swiata_59794.html




Jak widać wiek w kontekście oceny modelki także może nie mieć większego znaczenia. Tu nasuwa mi się pewna dygresja. Patrząc na 5 letnią modelkę (to ta wyżej) nie mamy pewności co z niej wyrośnie, i czasami przychodzi rozczarowanie. Patrząc na 86 letnią Daphne, na zdjęciu poniżej, zastanawiamy się jak ślicznie mogła wyglądać w młodości.
Pobrano ze strony: http://www.fakt.pl/kobieta/plotki/oto-najstarsza-modelka-swiata-ma-lat/jq4hs17


Wprawdzie nie gustuję w młodzieży poniżej 13 r.ż. jednak zdarzyło mi się być "poderwanym" przez 5-latkę. Otóż na imprezie gwiazdkowej (ok. 1972 r.), jako fotograf musiałem rozebrać swoją lustrzankę 6x6 cm. Gdy robiłem to nieco na uboczu na podłodze, nagle poczułem jak jakaś delikatna rączka obejmuje mnie za szyję, a do ucha wpada pytanie: "Cio jobiś?". Wyjaśniłem więc uroczej śnieżynce, bo to ona była i mogła wyglądać mniej więcej tak:


Pobrano ze strony: http://www.bazarek.pl/searchx.php/fraza,str%C3%B3j+%C5%9Bnie%C5%BCynki
"cio jobię", i rozejrzałem się za najbliższą dorosłą osobą, aby przekazać/ oddać zagubioną śnieżynkę. Osobą tą okazała się jej matka przyglądająca się nam z zaciekawieniem, która zalotnie wyjaśniła, że śnieżynka "nie ma ojca", więc go sobie szuka. No, i wszystko jasne! Dama nie ma kawalera więc szuka. Wiadomo dla pań szukających mężczyzny wiek i wygląd nie gra roli (ale jestem złośliwy). ;) To potwierdziła moja przygoda ze starszą o ok. 37 lat panią docent poznaną na uczelni, gdzie robiłem II-gą specjalizację.


Pani docent była w wieku przedemerytalnym, ale mieszkała kilkaset metrów od uczelni, a że lubiła biegać, więc często jako studenci widywaliśmy ją na boisku, lub na sali gimnastycznej. Lubiła też tańczyć, co dla mnie, wtedy już "dansiora" z ponad 7 letnim półprofesjonalnym stażem, było dodatkową atrakcją. Poznaliśmy się na juwenaliach, awansując do finałowych rozgrywek w maratonie tanecznym. Mogliśmy wtedy (1980-82) mniej więcej wyglądać tak:

Pobrano ze strony: https://www.pudelek.pl/artykul/71612/najstarsza_modelka_swiata_staruszka_tez_chce_czuc_sie_piekna/

















Jeśli:
Nie grube, nie chude, nie młode, nie stare
Nie wątłe, nie jare, a przy tym "brunetki, blondynki
Ja wszystkie was dziewczynki ..." to pozostaje przedstawić opcję popularną i standardową.

To zdjęcie po lewej, to najczęściej pojawiająca się na tym blogu modelka mieszcząca się w wymaganej kategorii "rozmiarowagowzrostu". Czy jednak zawsze najlepszym rozwiązaniem jest opcja "standard"? W poprzednim poście przedstawiłem standardową modelkę CocoAustin prezentującą styl: "full wypas - czyli stanęła jak krowa do wydojenia" - ale przecież wiadomo, że w życiu bywa tak, iż bardziej od gabarytów liczy się filuterne i zalotne spojrzenie, sposób mówienia, chodzenia (nie idzie, a płynie), inteligencja ogólna, elokwencja, erudycja, obycie towarzyskie (żeby nie byłą kurą domową, albo żeby właśnie była!), stosunek do życia i świata zewnętrznego, itd., itp., ... Zapraszam więc do dyskusji.




















Aby nie było za łatwo przedstawiam znane zdjęcie naszej pięknej polskiej aktorki i modelki pani Heleny Norowicz.
Pobrano ze strony: http://jastrzabpost.pl/newsy/helena-norowicz-na-okladce-pani-razem-z-nia-dwie-znane-aktorki-zdjecie_125819.html
Mój komentarz jednak nie odnosi się akurat do tego zdjęcia. Wystarczy bowiem poszperać w biografiach znanych aktorek i modelek, które chemią i skalpelem poprawiły swoją urodę, aby przekonać się, że z naturą nie jest tak łatwo. Tu również decyduje genetyka, a na wygląd trzeba sobie zapracować także ... w poprzednich pokoleniach. Rada więc dla panów: Zanim oświadczysz się swojej wybrance, poznaj jej przodków, szczególnie w linii żeńskiej. I tym optymistycznym akcentem ...
.