sobota, 29 czerwca 2013

Wnętrza architektoniczne - Krzeszów, Gdańsk

Pod koniec lat 60' ub.w. wykonałem serię zdjęć zespołu przyklasztornego  Cystersów w Krzeszowie. Perełką okazał się kościół. Wśród wielu zdjęć znalazło się również to zamieszczone wyżej z lewej strony. Dla porównania z prawej strony zamieszczam zdjęcie obecne jakie znalazłem w Google na stronie:
https://www.google.pl/search?q=ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82+cysters%C3%B3w+w+krzeszowie+obrazy&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=LN_OUYCvEcfdsgbY4oDwAw&ved=0CCwQsAQ&biw=1280&bih=909



Oczywiście nie chodzi o porównanie jakości zdjęć, bo dzieli je kilkadziesiąt lat i wiele epok rozwoju technik fotograficznych. Nie chodzi też o porównanie tych samych elementów wyposażenia kościoła, które uległy zmianie ... raczej na gorsze. Jak widać z ambony usunięto zabytkowe płaskorzeżby i intarsje, a wystrój kościoła zmienił się zgodnie z wystrojem nowej Rzeczypospolitej Polskiej, t.zn. 30% inwestycji znalazło się w prywatnych kieszeniach wykonawców.


Ze zdjęciem tym wiąże się mój pierwszy romans ze Służbami Bezpieczeństwa PRL. Otóż w kilka miesięcy po wykonaniu przeze mnie zdjęć, z kościoła zrabowano wiele cennych przedmiotów, obrazów i rzeźb, które nie były zarchiwizowane. Milicja dość szybko podjęła dochodzenie, i dość szybko w różnych częściach Polski, oraz w KDL-ach (Kraje Demokaracji Ludowej) znaleziono podobne przedmioty, których nijak nie dawało się zidentyfikować.


Na apel władz przesłałem swoje zdjęcia, i okazało się, że to jest właśnie to. Odkupiono ode mnie negatywy, i tak zaczął się mój debiut w zawodzie archiwizatora zabytków. Skończył się jednak jeszcze szybciej, bo w kilka miesięcy później zapragnąłem uwiecznić wnętrza Ratusza Gdańskiego. Zrobiłem to jednak tak niefortunnie, że moimi działaniami zainteresowała się ochrona, która podejrzewając (chyba na podstawie oceny sprzętu - dysponowałem Praktisixem z wymienną optyką), że fotografuję systemy alarmowe, zawiadomiła milicję.


Zanim mundurowi z Gdańska porozumieli się z mundurowymi z Jeleniej Góry skonfiskowano mi aparat i filmy i zaproponowano nocleg "na dołku". Wprawdzie nocleg milicyjny dość szybko zamienił się na hotel i "uścisk ręki" Komendanta KWMO, ale niechęć pozostała. Z archiwizatora stałem się więc zwykłym fotoamatorem. No może nie do końca takim zwykłym, bo w nagrodę załatwiono mi zamówienie na wykonanie czarno białych zdjęć do Przewodnika po Gdańsku.


Z tego okresu pozostało mi przyzwyczajenie, aby robiąc wnętrza zabytkowych gmachów dbać o szczegóły, bo to się zawsze może przydać. Oczywiście zdjęcia, które załączam nie są akurat przykładem na oddanie szczegołów. Nie posiadam już negatywów, a digitalizacja zdjęcia czarno białego wykonanego przed ponad 40 latami tylko pogarsza ogólny odbiór. Jednak jak dotąd bowiem nie znalazłem podobnych zdjęć wykonanych w t.zw. "świetle zastanym", które by obejmowały tak znaczną powierzchnię.


No cóż, aparat "Praktisix" z przystawką, to format 6x9 cm, a dodając do tego wymienną optykę, film drobnoziarnisty 10 DIN, czas ok. 2 sek., i specjalną obróbkę fotochemiczną można było uzyskać kąt obiektywu i rozdzielczość o jakiej jeszcze dzisiaj mogą marzyć właściciele najdroższych aparatów. Dla porównania poniżej wklejam serię kolorowych zdjęć ratusza ze strony:
http://pl.tripadvisor.com/ShowUserReviews-g274725-d287916-r132241374-Town_Hall_Ratusz-Gdansk_Pomerania_Province_Northern_Poland.html



i kilka moich czarno białych. Plafon zamieściłem w poprzednim poście.  






piątek, 28 czerwca 2013

Wnętrza architektoniczne

W poprzednich postach bawiliśmy się na zasadzie "Znajdź na poniższych obrazkach 3 różniące je szczegóły". I chociaż nie było to głównym tematem, to bardzo szybko odnajdywaliśmy: kreski na drzewach, sklonowane krzaki i wodę, tulipany bez głów, i tp. Tym razem zadanie jest o wiele trudniejsze.

Na wspaniałym blogu, na którym do tej pory autorka prezentowała głównie przyrodę i krajobrazy, zaczęły pojawiać się zdjęcia wnętrz zabytkowych budowli. Trudny temat, ale wykonany niezwykle uroczo.

Ponownie więc zapraszam na stronę znanego już bloga:


gdzie można między innymi zobaczyć taki oto piękny widok. 



Z wielu innych zdjęć autorki Akwamaryny wybrałem dwa, które rozmnożyłem tak, aby ponownie zaproponować zabawę. Tym razem nie warto szukać szczegółów, bo są one aż nadto widoczne (dlatego umieściłem zdjęcia obok siebie). Generalnie chodzi o wymowę całego zdjęcia i cel dla jakiego je wykonaliśmy. A więc odkrywamy cel dla jakiego poniższe zdjęcia zostały zmodyfikowane.  






Dla ułatwienia rozwiązania zagadki poniżej przedstawiam swoje zdjęcie plafonu wykonanego w 1967 r. w Gdańsku (dotychczas nigdzie nie publikowane). 



Zdjęcie to zapoczątkowało moją karierę, wówczas niespełna 17-letniego fotografa wnętrz. Oczywiście dla profesjonalnego zastosowania (przewodnik turystyczny Gdańska drukowany przez "Orbis") musiałem jeszcze wykonać wiele korekt, ale szczegółów już nie będę zdradzał ... bo zagadka, zaproponowana na wstępie, byłaby zbyt łatwa. A więc zapraszam do zabawy.


Dodatek: 28-06-2013    godz. 19:10
--------------------------------------------
"Walące się" do tyłu wysokie ściany (głównie kościoły) można "prostować" na różne sposoby. Najlepsze, i jednocześnie najdroższe, to aparaty z  wzajemnie przesuwaną wobec siebie matrycą i optyką. Cena takich aparatów to ok. 3/4 średniej klasy samochodu. Nieco tańsze są oprogramowania graficzne, stosowane głównie w produkcji filmowej. Najtańsze to kiepsko opłacany grafik komputerowy. Stosując ten ostatni wariant wyprostowałem filar walącej się ściany (oczywiście dla celów poglądowych brak odpowiednich wykończeń).



Skoro Ezakia już czai się z odpowiedzią, więc wyjaśniam, że pierwsze od lewej strony zdjęcie to autentyk, oddający wrażenia autorskie, i zaliczany do dokumentalistyki. Zdjęcie środkowe to próba wyretuszowania tych elementów, które mogą zakłócać właściwy odbiór. Jak alElla zauważyła organy zapewne zainteresują muzyka, srebrne lichtarze złodzieja, dyfrakcja światła fotografa, księga gości historyka, itd. itd. Zdjęcie z prawej to forma końcowa, a więc wykadrowanie i powiększenie właściwego motywu obrazu.      


Oczywiście wszystkie te operacje powinniśmy wykonać w momencie robienia zdjęcia, ale to już temat na kolejny post. 


czwartek, 27 czerwca 2013

Strona główna (redakcyjna)


29-10-2014 

Informacja 

W związku z wieloma sygnałami płynącymi głównie od Polonii Amerykańskiej i Francuskiej w panelu po prawej stronie zainstalowałem szereg wtyczek ułatwiających nawigowanie po blogu. Proszę więc o sprawdzenie ich działania i ewentualne powiadomienie o nieprawidłowościach.

Stali Czytelnicy zapewne zauważyli także podzielenie bloga na kilka kategorii (nadanie postom etykiet). Jest to spowodowane znacznym podziałem zainteresowań wśród odwiedzających tego bloga Czytelników. Idąc naprzeciw wyłoniłem takie kategorie (etykiety) jak. min.:

Architektura - głównie zabytkowe budynki, i wnętrza.
Blogownia - zdjęcia autorów blogów i swoje własne.
Erotyka - w chwili obecnej zdjęcia, obrazy, montaże, itp. są jeszcze zgrupowane razem, w przyszłości ten dział zostanie także podzielony.
Fotomontaż - zdjęcia z retuszem i korektą barwną.
Grafika - obrazy wykonane starymi technikami fotoplastycznymi.
Inne - rodzinne archiwum
# Krajobrazy - zdjęcia i obrazy przyrody.
Teoria - skrótowe omówienie niektórych błędów i technik fotograficznych.

W chwili obecnej z ponad 90 postów otagowałem i opatrzyłem etykietą kilkanaście wyłącznie w celu sprawdzenia jak przeniesienie postów funkcjonuje na różnych przeglądarkach i systemach operacyjnych. Proszę więc o korzystanie z "Etykiety" z pewnym przymrużeniem oka. Całość zostanie uzupełniona w miarę napływu sygnałów o poprawnym odbiorze.


Strona redakcyjna
Od pierwszego postu z dnia 16 czerwca minęły dwa tygodnie sprawdzania możliwości tego portalu. Wydaje się, że już wiem o co mi chodzi, i spróbuję to jakoś ogarnąć.Blog generalnie będzie przeglądem tego co działo się w fotografice na przestrzeni ostatniego półwiecza. W tym celu chciałbym wykorzystać swoje prace (o ile do nich dotrę, i uzyskam zgodę na publikowanie tego do czego praw wcześniej się pozbyłem) oraz prace poznanych w necie blogerów/ki, wyrażających na to zgodę. 
Blog będzie prowadzony w oddzielnych kategoriach tematycznych. Na razie z tego mroku wyłaniają się:


SPIS TREŚCI 
to ułatwienie poruszania się po blogu. Każdy post (od dzisiejszej daty) będzie poprzedzony jednym z niżej wymienionych tematów: 

* Wnętrza architektoniczne
* Architektura
* Dokumentalistyka
* Historiografia - opis różnych technik fotograficznych
* Krajobrazy 
* Plener - to typowe "mordoobrazki pod tło"
* Studio - portrety, akty. 
* LaborFot - obróbka chemiczna i graficzna
* Archiwalia - zdjęcia wykonane do II Wojny Światowej
* Retusz, czy fotomontaż? - korekty zdjęć
* Zdjęcia beznadziejne - błędy na których warto się uczyć
* Makro, mikro, i te inne


Nie ukrywam, że pozyskany w ten sposób materiał chciałbym wykorzystać do innych prac studyjnych (wykłady, książki), o czym będę informował Czytelników współtworzących ten blog. 

Powrót na stronę główną: http://foto-anzai.blogspot.com/



Blogi na których chętnie bywam:

Akwamaryna: http://my-time-akwamaryna.blogspot.com/
AlElla: http://grycela.blogspot.com/
Anzai: http://anzai.blog.onet.pl/
Art Klater: http://klateracje.blogspot.com/
Bet: http://koszyk-bet.blogspot.com/
Irlandia: http://czule-inkwizytorium.blogspot.com 
Kataryna: http://kataryna.blox.pl/html
Malina: http://wmalinach.bloog.pl/?smoybbtticaid=610d84
Maera Fey: http://www.maerafey.bnx.pl/news.php
Nihilla: http://psychiczna-idylla.blog.onet.pl/
Obywatel zniesmaczony: http://obywatelzniesmaczony.blogspot.com/



Zapraszam wszystkich Czytelników do budowania tego bloga. Mój adres: infazet@gmail.com
Chwilowo nie rozwijam linkowni bowiem ta strona będzie - mam taką nadzieję - wielokrotnie zmieniana. Czytelników z mojego poprzedniego bloga "Anzai" j.w., którzy zainteresowani są tym nowym miejscem serdecznie zapraszam.  



Szczególne podziękowania chciałbym złożyć alElli, która podtrzymywała mnie w bezbożnym (to się dopiero okaże!) dziele tworzenia tego bloga.

****************
Poniższe zdjęcie pochodzi ze strony:
http://szpakowedrzewo.blogspot.com/2014/08/osa-mnie-uzara.html#comment-form






A to jest moją przeróbką











wtorek, 25 czerwca 2013

Dyfrakcja, ugięcie, i interferencja światła

Ten temat zamierzałem poruszyć znacznie później. Ale na blogach wszystko się dzieje z szybkością światła. No więc ciąg dalszy o dyfrakcjach, ugięciach,  interferencjach, i t.p. problemach ze światłem. AlElla poruszyła (jak zwykle!) ważny temat, stwierdzając, że cyt.:

"...ten "wyblakły wrzoso-fiolet" na górze fotografii? Nigdy nie przypuszczałam, że to jest cenna wartość. Zawsze wyrzucałam zdjęcia podświetlone z tyłu, które taki "wrzosik" miały, sądząc, że popsute..."


I faktycznie jest to istotny problem, bowiem granica pomiędzy zdjęciem udanym, a "popsutym" jest także dość trudna do uchwycenia. Proponuję więc ponownie przenieść się na blog Akwamaryny, która rok temu wykonała  piękne zdjęcia jesiennych kwiatów.

http://my-time-akwamaryna.blogspot.com/2012_09_01_archive.html

Na wielu zdjęciach, robionych pod światło, pojawiły się omawiane dyfrakcje, czyli zagięcie promieni światła przechodzących blisko krawędzi. Wybrałem jedno ze zdjęć, które poza niezamierzonym błędem dyfrakcji, miało również wadę złego wybrania - tak się przynajmniej wydawało - perspektywy.



Dla oceny tego zdjęcia niżej programem malarskim usunąłem tło. Efekt chyba daje się zauważyć, ale ...


Czy można było coś zrobić w trakcie fotografowania? Okazuje się, że niewiele. Zmiana punktu fotografowania, np. poprzez sfotografowanie z góry na tle zielonej trawy, nie wchodziła w grę, bo jak widać Akwamaryna wie co daje fotografowanie kwiatów pod światło. Pozostało więc maskowanie tła w możliwie dowolny sposób. Ja wybrałem ten.



Oczywiście korekta nie jest dokończona, bo nie jestem do takiego czegoś uprawniony, i nie o to w tym poście chodzi.

--------------------------------
Dodatek: 2013.06.27  godz. 07:00


W związku z wnioskiem alElli poniżej zamieszczam Jej propozycję "pozostawienia tulipanów przy życiu".



Mamy więc trzy możliwości wyboru, i prawdopodobnie - jak to zwykle bywa z Polkami i Polakami - cztery odmienne zdania. Chciałbym tylko podkreślić, że czasami warto czytać post autora, i do niego się odnosić, bo w tym przypadku nie chodziło mi o: komponowanie lub poprawianie zdjęcia, którego nie jestem autorem, czy dywagowanie na temat użytych przeze mnie technik i programów malarskich.


Tematem postu była odpowiedź na pytanie jakie zadała alElla: Dlaczego dyfrakcja światła jedno zdjęcie czyni absolutnie doskonałym (podświetlone drzewo Akwamaryny), a w innym przypadku je dyskwalifikuje (piękny szafirek). Przyznaję się jednak, bez bicia, że nieporozumienie to, jak i poprzednie, są wyłącznie moją zasługą. Uruchamiając tego bloga nie znałem jeszcze możliwości edytorskich, i w konsekwencji nie wiedziałem, i nadal nie wiem, jaka powinna być tematyka bloga.


Początkowo zamierzałem jedynie publikować moje prace z najwcześniejszych okresów działalności, i porównując je z obecnymi pracami innych autorów, omawiać wszelkie napotkane problemy. Problemem podstawowym, w moim przypadku, jest jednak znaczna rozdzielczość niektórych moich prac. Średnia rozdzielczość ok. 800 Megapikseli (dotyczy to obrazów analogowych, lub wykonanych grafiką wektorową) uniemożliwia zamieszczanie prac nawet w 10-krotnym zmniejszeniu.


To powoduje, że układ bloga musi znacznie odbiegać od proponowanych  standardowych rozwiązań. I stąd moje kłopoty w budowaniu podstawowych funkcjonalnych stron bloga. Kłopoty, które mam nadzieję pokonać.

niedziela, 23 czerwca 2013

Krajobrazy część 4 - mówią wieki

Jest rok 1959 r. Dziewięcioletni wówczas brzdąc (późniejszy autor zdjęcia zamieszczonego w poście "6-latkiem w referendum") poinstruowany przez ojca próbuje aparatem fotograficznym m-ki "Linhoff Technika" utrwalić piękny widok jaki ukazał się po wyjściu z lasu na uroczą polankę z małym stawem. Warunki techniczne bardzo trudne, na pierwszym planie ciemny las, za lasem staw odbijający światło, i na dodatek zdjęcie wykonywane "pod światło". To nie mogło się udać, ale jednak się udało.



Aparat zostaje ustawiony na statywie, bo naświetlanie czasem 1/2 sek. przy przysłonie 5,6 ma zapewnić doświetlenie wnętrza lasu. Wiadomo, że cała polana zalana słońcem prześwietli się, ale na to mały brzdąc już zna sposoby, bo już potrafi w czasie naświetlania papieru zasłaniać jaśniejsze partie obrazu.
Zdjęcie - wyglądające nieco inaczej niż to zamieszczone u góry - przetrwało wiele lat jako bardzo ciekawy sposób przedstawienia skrajnych kontrastów. Wykonane na papierze błyszczącym, specjalnie naświetlane, wywołane w specjalnie przygotowanych roztworach, oddawało prawie wszystkie półcienie i szczegóły, miało tylko jedną wadę ... było nadal czarno białe.


Fotografia barwna - z uwagi na brak sprzętu, odczynników, know how, i tp. - stosowana była tylko w nielicznych wyspecjalizowanych zakładach fotograficznych. Częściej zdarzały się "kolorówki". No więc do dzieła! Nie wiem ile zdjęć zepsułem usiłując ponad pół wieku temu nanieść odpowiedni barwnik anilinowy na odpowiednie partie obrazu, bo zawsze pod koniec operacji coś się rozmazało, albo wylało. Gdy wreszcie dzieło dobiegło końca efekt był oszałamiający, jak na ówczesne środki techniczne, przypominam: Rzecz działa się w 1959 r.


Mój podkolorowany krajobraz, i jego negatyw, przetrwał w domowych archiwach do dziś, ale po 54 latach zaszły już takie zmiany chemiczne, że różni się nie tylko od oryginału, ale i w bardzo małym stopniu oddaje ówczesny plener zdjęciowy. Zdjęcie zamieściłem dla porównania ze zdjęciem jakie zauważyłem na blogu:

http://my-time-akwamaryna.blogspot.com/


Autorka powyższego zdjęcia Akwamaryna całkiem niedawno, prawdopodobnie tak jak ja 54 lata temu, postanowiła utrwalić to co zobaczyła. Moim zdaniem efekt przerósł oczekiwania. Zdjęcie genialne w swojej wymowie, drzewo i roślinność podświetlona z tyłu to feeria barw i światła. Nie ma - typowego dla aparatów kompaktowych - przesycenia kolorami. Główny motyw obrazu prawidłowo rozmieszczony na planie zdjęcia.


Akwamaryna jest miłośniczką przyrody. Na jej blogu znaleźć można kapitalne zdjęcia krajobrazów, kwiatów, i roślinności, robione w dowolnej porze roku. Jest autorką najciekawszego zdjęcia nocnego Wisły - które postaram się opublikować, omawiając kwestię zdjęć robionych nocą, lub przed i po zachodzie słońca. Dlaczego jednak wybrałem to zdjęcie? Już na pierwszy rzut oka zauważyłem pewne podobieństwo do mojego zdjęcia. Otóż lata mijają, technologia idzie naprzód, swiat się zmienia, ale nie zmienia się nasz odbiór przyrody i poczucia jej piękna.  


Dodano: 24 czerwca 2013 r.  godz. 08:00
W związku ze słusznymi uwagami alElli, i Bet, poniżej zamieszczam oryginał zdjęcia Akwamaryny. Celem uniknięcia podejrzeń nie usuwam tego zdjęcia, na którym pozostawiłem - przez nieuwagę - przedmiotowe kreski.


sobota, 22 czerwca 2013

Krajobrazy część 3


Historia jednego zdjęcia.

Strzał jaki nie każdemu się trafia. Ale Bet, reporterka z krwi i kości, wzięła strzeliła, i mamy piękne zdjęcie muszli koncertowej spowitej różnokolorowymi światłami. Nie o tym zdjęciu jednak mowa, chociaż na jego podstawie wyrobiłem sobie, jak się później okazało, błędne pojęcie o sprzęcie jakim to zdjęcie zostało zrobione.

Autorem zdjęcia jest Bet - http://koszyk-bet.blogspot.com/


Na ogół "małoobrazkowe" aparaty uniwersalne, zwane też kompaktowymi - gdzie na czas ekspozycji zdjęcia, jak i na rodzaj światła przechodzącego pomiędzy obiektywem a matrycą aparatu użytkownik nie ma ŻADNEGO bezpośredniego wpływu - dają nam zdjęcia podkolorowane, czyli nienaturalnie silnie nasycone podstawowymi kolorami. Aparaty te z reguły są także wyposażone szereg innowacji sprawiających, że jest to sprzęt "odporny na głupich". To sprawia, że każde zdjęcie kolorystycznie jest lepsze od oryginału, i dla potrzeb marketingowych tak ma być, i tak trwać ma. Przyzwyczaiłem się więc do takiego odbioru interesujących zdjęć robionych przez Bet.


I nagle niespodzianka! Zdjęcie łabędzia w stawie (Nr 1). Od strony kolorystycznej bezbłędne, w centralnym miejscu występują wszystkie podstawowe kolory prawie w najczystszej formie, t.j. żółty, czerwony niebieski, oraz biały, szary, i czarny. Do tego prawidłowo dobrana chrominancja i luminancja (czyli nasycenie, jasność). Prawidłowo, w odniesieniu do powyższego zdjęcia muszli koncertowej, gdzie zauważało się brak białego i szarego koloru.
 

No, ale łąbędź, a łabędź, to też czasami różnica. Przyjrzyjmy się czego temu łabędziu (misiu) brak. Niedaleko za stawem widać budynki, stare międzywojenne kamienice, można więc podejrzewać, że staw to także okazjonalny śmietnik. Stąd też nie wiadomo, czy za łabędziem płyną np. białe kwiatki opadłe z drzew, czy jest to piana brudu chemicznego. A o tym możemy wywnioskować, i najczęściej wnioskujemy właśnie z oceny otoczenia. Kasujemy więc budynki, efekt ... jak na kolejnym zdjęciu Nr 2.


Łabędzi staw, może nawet "Jezioro łabędzie" jest już prawie gotowe. Prawie, bo wprawdzie wiemy, że łabędzie w stawach miejskich lubią trzymać się na środku stawu, czyli w maksymalnej odległości od dwunożnych androidów, ale nasz łabędź jest już w jeziorze. A skoro tak, to pokażmy łabędzia płynącego, czyli takiego, który ma przyszłość przed dziobem, a za sobą przeszłość. Tu już nieco więcej pracy, ale dodajemy trochę wody, zieleni, pochyłe drzewo, i mamy zdjęcie Nr 3.


Jest łabędź, w czystym jeziorze, nawet sobie płynie, a może jednak tu zostanie, bo przecież robi się coraz piękniej. Dodajemy więc ... no i właśnie przed tym chciałem przestrzec, bowiem już dawno, za pomocą wprowadzanych korekt graficznych (kiedyś to nazywano retuszem)  przekroczona została granica dzieląca sztukę od kiczu. A więc zostańmy przy zdjęciu Nr 1, nawet jeżeli to będzie "łabędzi śpiew", bo jest ono najprawdziwsze z prawdziwych, i dlatego takie interesujące.

.

piątek, 21 czerwca 2013

Krajobrazy część 2

W cyklu "Krajobrazy..." zamierzałem przedstawić najciekawsze prace fotograficzne, i graficzne jakie zauważyłem na poznanych i zaprzyjaźnionych blogach Onetowskich. Poznanych i ... zaprzyjaźnionych ... to ważne. Zdarzało mi się bowiem, że na niektórych blogach nie zgadzano się na kopiowanie swoich prac. No i właśnie. Chciałbym w tym momencie wyjaśnić podstawową sprawę, a myślę, że jako fotograf, informatyk, grafik komputerowy, i elektronik, mogę wyrazić taką opinię.


Otóż pozbądźmy się wszelkich złudzeń. Obecnie nie ma możliwości zabezpieczenia prac graficznych przed możliwością skopiowania. Obejść można wszystko, bo co się pojawi na ekranie "jest już nasze". Oczywiście do prac wykonanych w wysokiej rozdzielczości, albo opartych na grafice wektorowej jest trudniejszy dostęp, jednak generalnie co poszło w sieć nigdy już nie będzie tylko nasze. Dlatego dziwią mnie, niczym nie uzasadnione, i  odpychające komunikaty o zakazie kopiowania i publikowania.


Jeżeli chcemy zachować zdjęcia, czy grafikę tylko dla siebie, i tylko w formie analogowej, np. do odpłatnego odstępowania, to trzymajmy je z dala od wszelkich komputerów, telefonów, iPadów, itp. agentów. Wtedy wszyscy będziemy zdrowsi.


Wracając do "Krajobrazów" od razu uprzedzam: Nie mogłem, no nie mogłem się powstrzymać, aby kilka zdjęć alElli pozostawić w spokoju. Zrobiłem to po to, aby ukazać jak skrajnie można obierać "prawie" ten sam obraz. Prawie, bo nie wiem, czy to co widziała alElla utrwalając ten obraz, było tym co odbierała w danej chwili? Podejrzewam, że osoby, które były na miejscu inaczej odbiorą oba obrazy. Ci co mieli kontakt z japonistyką także zapewne dadzą się oszukać na moją korektę.
















To są skrajne przypadki, gdzie dokonano dość dużych zmian, ale podobne sytuacje występują o wiele częściej w różnych codziennych sytuacjach. Fotografujemy np. lodowiec, widząc piękne góry w ciepłych brązowo-zielonych barwach, z gdzieniegdzie porastającą roślinnością, skrzącym się białym śniegiem, i błękitnym niebem, a na zdjęciu najczęściej mamy jedną szaroniebieską plamę.


Warto więc pamiętać, że to co widzimy to tylko efekt przekształcenia biochemicznych zewnętrznych sygnałów na odpowiednie skojarzenia w mózgu. Dlatego nie wierzmy sprzętowi do końca, bo tym ostatecznym sędzią zawsze będzie człowiek. Tym bardziej więc z przyjemnością oglądam lodowce alElli, bo widać, że na niektórych zdjęciach uchwyciła piękno i intymność gór.



czwartek, 20 czerwca 2013

Krajobrazy

Jedna z moich najsympatyczniejszych blogowych koleżanek zakochała się. Zakochała się w Szwajcarii. Nie wiadomo czy z wzajemnością, ale na razie jest to miłość bez granic. A z taką miłością, wiadomo, wojować nie należy. alElla, bo to o Niej mowa, polecam zerknięcie na stronę:

http://grycela.blogspot.com/

przywiozła masę cudownych zdjęć. Zdjęcia śliczne, a Szwajcaria ... No cóż ja zawsze lubiłem te inne "Szwajcarie".




Ze zdjęć - na jakich publikację alElla wyraziła zgodę, a teraz pewnie ją cofnie - wybrałem kilka, które chciałbym omówić w kolejnych postach. Tymi powyższymi chciałbym skomentować swoje wrażenia na temat wrażeń alElli z pobytu w Szwajcarii. Zdjęcie z lewej, autorstwa alElli, to Szwajcaria widziana okiem alElli, zdjęcie z prawej "no name", to Szwajcaria z epoki "Walki o ogień".   

wtorek, 18 czerwca 2013

Koniec perspektyw

Otrzymałem dwa e-maile i muszę się przyznać, że faktycznie tematu nie potraktowałem zbyt poważnie, bo nie wiedziałem jak zdjęcia i prace graficzne będą się prezentowały na tym blogu. Jak na razie mam szereg wątpliwości, dlatego ponownie przepraszam za niespójny styl i niekonsekwentne publikacje. Wynika to z chęci zachowania autorskiego szablonu na blogu. Czy to się uda? Nie wiem, ale będę próbował.


Miała być modelka z "burzą włosów", ale okazało się to chwilowo niemożliwe (nie mogę uzyskać zgody na publikację). W zamian za to też burza włosów, i z "ptasiej" perspektywy. Jako bonus modelka "kulturystka" tym razem "en face". Tylko gdzie ta face?




P.S. Oczywiście "kulturystka" wróciła do siebie, czyli na stronę niżej.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Perspektywa "Żabia"

Wszystkich Czytelników, którzy zajrzeli na tę stronę uprzejmie przepraszam za chwilowe zamieszanie. Strona w zamierzeniach miała być portalem fotograficznym, i zapewne czymś takim będzie, chwilowo jednak jest "w budowie". Zamierzałem publikować materiały fotograficzne, i grafikę komputerową, jednak w chwili obecnej borykam się z kłopotami jakie sprawia brak zabezpieczeń grafiki, i formatowanie obrazów, a to wypacza sens prezentacji niektórych materiałów.




Jako przykład załączam wyżej zdjęcie tej samej modelki, ale zrobione już w nieco innych warunkach. To zdjęcie, jak i poprzednie, zostało wykonane w lipcu 1968 r. aparatem "Praktisix", na filmie o czułości 18 st. DIN. Rozdzielczość, kojarzona wówczas z ziarnistością, wynosi ok. 230 Mpx, co uzyskałem wywołując błonę w drobnoziarnistym wywoływaczu. Niestety na blogu nie jest możliwe oddanie walorów, ani dużej rozdzielczości, ani też efektu uzyskanego z zastosowanej perspektywy.


Pojęcie perspektywy fotografii nie zmienia się właściwie od stuleci, chociaż temu znaczeniu nadawane są różne nazwy. Dla nawiązania do okresu powstania tych zdjęć, przyjmę nazwy wówczas obowiązujące. Poprzednie zdjęcie wykonane zostało z t.zw. perspektywy "panoramicznej", gdzie aparat fotograficzny znajduje się na wysokości centralnego środka obrazu. Jeżeli od tego punktu zaczniemy aparat przesuwać w górę, lub w dół, uzyskamy odpowiednio perspektywy: "ptasią", i "żabią".


Jak widać na drugim zdjęciu z perspektywy "żabiej" atrakcyjność modelki (w sumie proporcjonalnie zbudowanej kulturystki) akcentuje wydłużenie dolnych partii (od pasa w dół). Wadą są nieco powiększone stopy, ale nie ma rady, "coś za coś". W następnym zdjęciu spróbuję zaprezentować tę samą modelkę z perspektywy ptasiej, co podkreśli jej naturalną burzę włosów i kształt piersi.


O wiele ciekawsze efekty można uzyskać przesuwając aparat w prawo, lub lewo od środka obrazu (jeszcze lepiej, gdy wyjedziemy poza obraz). Tę metodę warto stosować przy fotografowaniu architektury, lub specyficznych krajobrazów. Niestety dzisiejsze aparaty cyfrowe (poza bardzo drogimi) nie dysponują możliwością przesuwania - na takiej samej zasadzie - obiektywu względem środka klatki filmu, lub matrycy cyfrowej. Ale o tej zaawansowanej metodzie w następnych postach.


P.S.
W wyniku zabezpieczeń i formatowania zdjęć mogą się na nich pojawić zniekształcenia.



niedziela, 16 czerwca 2013

6-latkiem w referendum


Gdyby normalne były: szkoły, nauczyciele, dzieci, rodzice, władze oświatowe, i wreszcie to nasze parapaństwo, to wszystkimi odnóżami bym głosował za obowiązkiem nauczania od lat ... czterech! Ale skoro tak nie jest, to przedstawię argument za tym, aby nie wyprzedzać tego co na razie jeszcze się sprawdza. Oczywiście bardziej poważne argumenty przemawiają za "sześciolatką", ale nie będę ułatwiał. No to jedziemy.


Tak się złożyło, że w wieku 3-4 lat (niewiele pamiętam, więc przytaczam opowieści rodziców, i znajomych) opiekował się mną chory ojciec przykuty do łóżka. W wyniku tej kohabitacji na 2-3 lata przed pójściem do szkoły nauczyłem się liczyć do 10-ciu, czytać i pisać litery (trudniej było składać z tego wyrazy, ale też podobno dawałem radę), i to co było moją największą dumą potrafiłem odczytać godzinę na zegarze!


Jako urodzony w końcu grudnia do szkoły poszedłem obezwładniony przez rodziców t.zw. "podwójnym nelsonem". I był to błąd, bo już wkrótce szkoła po cichu odesłała mnie do domu, a "wypożyczała" tylko na wypadek wizytacji kuratorów. Sam więc sobie czytałem bajki, a z ojcem grałem w warcaby, a potem w szachy. Gdy ojciec wreszcie wyzdrowiał spełnił swoją obietnicę i któregoś dnia zamknęliśmy się w jego ciemni fotograficznej. Szok!


To, że na ścianie można było wyświetlać obrazy już mnie nie dziwiło, bo mieliśmy taki projektor z bajkami, ale w to, że na białym papierze włożonym do jakiegoś czarodziejskiego płynu pojawiał się piękny obraz tego co wcześniej wspólnie z ojcem sfotografowaliśmy, długo nie mogłem uwierzyć. Gdy wreszcie po roku terminowania pod bokiem ojca wykonałem swoje pierwsze zdjęcie całkowicie od początku do końca (sporządzenie roztworów, wywołanie filmu, i zdjęcia) zaczęło się moje "drugie życie".


Tych "żyć" miałem jeszcze kilka, bo drugi wujek zaraził mnie elektroniką, a jedna pani czymś innym, ale o tym już nie będę wspominał, przynajmniej teraz. Fotografia jednak przynosiła największe sukcesy, i stała się hobby nr 1. Wprawdzie na komunię dostałem m.in. aparat "Druh", ale pod nieobecność ojca (zaczął pracować) korzystałem z jego służbowego aparatu "Linhoff Technika" - absolutna, najwyższa półka sprzętowa! "Druh" więc od razu został przerobiony na powiększalnik.


Jako "grudniowy" 7-letnią szkołę podstawową ukończyłem w wieku 13 lat, a egzamin dojrzałości i wstępny na studia zdałem mając 17 lat. Będąc jeszcze uczniem liceum zdobyłem kilka ważnych nagród, i w końcu wylądowałem w studenckim kole fotograficznym. Już na pierwszej sesji wykonałem zdjęcie uroczej, chociaż prawie trzydziestoletniej modelki. Chyba się spodobało, bo po zajęciach poproszono mnie i modelkę o wypełnienie formularzy. I na tym sprawa by się zakończyła gdyby nie ... I-sza Międzynarodowa Wystawa "Venus 70".


Zdjęcie trafiło na wystawę, ale jeszcze szybciej wróciło. Z załączonego formularza zgłoszeniowego wynikało bowiem, że zdjęcie wykonało 17-letnie, niepełnoletnie dziecko, czyli ja. Dywanik u prodziekana, nagana, opiekun roku poinformował o zatrzymaniu stypendium na okres 3 miesięcy, a potem cicha nagroda w sekcji fotograficznej, gdzie dowiedziałem się, że zdjęcie wycofano na kilka chwil przed zatwierdzeniem nagród. Nie miałem szans na zajęcie żadnego miejsca, bo wówczas promowano bardziej "udziwnione" pozy, ale trafiła mi się fucha w serwisie fotograficznym.

 
Gdy jednak na weekend przyjechałem do domu, od rodziców dowiedziałem się, że do czasu ukończenia studiów, mam zaprzestać tego typu fotografowania, bo w najlepszym wypadku grozi to utratą zasiłków (w PRL rodzice jak i studiujący byli dotowani do 25 r.ż). Jak się okazało później, rodziców odwiedziła milicja, byli wzywani do prokuratury, grożono im Sądem Rodzinnym za niedopełnienie obowiązku opieki nad dzieckiem, itd. , itd ... Na szczęście czas grał już dla mnie, bo wreszcie się ... zestarzałem.


"Zestarzenie" polegało na tym, że pierw ukończyłem 18 lat, i otrzymałem dowód osobisty, a wkrótce potem w wieku 21 lat z dyplomem uczelni w ręku, odzyskałem wolność osobistą, bo przestałem być dzieckiem utrzymywanym przez rodziców. Niestety przestałem też fotografować, bo do łask powróciła pierwsza miłość, czyli elektronika, jako klucz do wejścia w świat psychotroniki. Wtedy jeszcze, a był to przełom lat 1971/1972, nie wiedziałem, że po 20 latach obie miłości wydadzą nieprawdopodobne, ale jednak wspólne dziecko: Telefon robiący cyfrowe zdjęcia!


Gdzieś ok. 1990 r. trafił w moje ręce pierwszy aparat cyfrowy, i w tym samym momencie świat jakoś nagle poszarzał i wypłowiał. To było jak jak jedna wielka profanacja! Sztuka fotograficzna zamknięta w dwóch cyklicznie powtarzających się cyfrach 0, 1, 0, 1, 0, 1, 0, 1 ...