W cyklu "Krajobrazy..." zamierzałem przedstawić najciekawsze prace fotograficzne, i graficzne jakie zauważyłem na poznanych i zaprzyjaźnionych blogach Onetowskich. Poznanych i ... zaprzyjaźnionych ... to ważne. Zdarzało mi się bowiem, że na niektórych blogach nie zgadzano się na kopiowanie swoich prac. No i właśnie. Chciałbym w tym momencie wyjaśnić podstawową sprawę, a myślę, że jako fotograf, informatyk, grafik komputerowy, i elektronik, mogę wyrazić taką opinię.
Otóż pozbądźmy się wszelkich złudzeń. Obecnie nie ma możliwości zabezpieczenia prac graficznych przed możliwością skopiowania. Obejść można wszystko, bo co się pojawi na ekranie "jest już nasze". Oczywiście do prac wykonanych w wysokiej rozdzielczości, albo opartych na grafice wektorowej jest trudniejszy dostęp, jednak generalnie co poszło w sieć nigdy już nie będzie tylko nasze. Dlatego dziwią mnie, niczym nie uzasadnione, i odpychające komunikaty o zakazie kopiowania i publikowania.
Jeżeli chcemy zachować zdjęcia, czy grafikę tylko dla siebie, i tylko w formie analogowej, np. do odpłatnego odstępowania, to trzymajmy je z dala od wszelkich komputerów, telefonów, iPadów, itp. agentów. Wtedy wszyscy będziemy zdrowsi.
Wracając do "Krajobrazów" od razu uprzedzam: Nie mogłem, no nie mogłem się powstrzymać, aby kilka zdjęć alElli pozostawić w spokoju. Zrobiłem to po to, aby ukazać jak skrajnie można obierać "prawie" ten sam obraz. Prawie, bo nie wiem, czy to co widziała alElla utrwalając ten obraz, było tym co odbierała w danej chwili? Podejrzewam, że osoby, które były na miejscu inaczej odbiorą oba obrazy. Ci co mieli kontakt z japonistyką także zapewne dadzą się oszukać na moją korektę.
To są skrajne przypadki, gdzie dokonano dość dużych zmian, ale podobne sytuacje występują o wiele częściej w różnych codziennych sytuacjach. Fotografujemy np. lodowiec, widząc piękne góry w ciepłych brązowo-zielonych barwach, z gdzieniegdzie porastającą roślinnością, skrzącym się białym śniegiem, i błękitnym niebem, a na zdjęciu najczęściej mamy jedną szaroniebieską plamę.
Warto więc pamiętać, że to co widzimy to tylko efekt przekształcenia biochemicznych zewnętrznych sygnałów na odpowiednie skojarzenia w mózgu. Dlatego nie wierzmy sprzętowi do końca, bo tym ostatecznym sędzią zawsze będzie człowiek. Tym bardziej więc z przyjemnością oglądam lodowce alElli, bo widać, że na niektórych zdjęciach uchwyciła piękno i intymność gór.
A gdzie ten lokowany produkt?
OdpowiedzUsuńPoczekajmy, może znajdą się zainteresowani obrazem?
OdpowiedzUsuńA to zdjęcie mam też - ujęcie szersze z lewej (pokazuję ręką - widzisz?), a nie ma tego budynku białego z prawej.
OdpowiedzUsuńZ Twojego zdjęcia wyciąłem te budynki i z prawej strony i dodałem zieleń. Dolne zdjęcie to Twój autentyk.
UsuńPrzeszukałem Twoje zdjęcia ale "szerszego ujęcia z wyciągniętą ręką" nie znalazłem, więc nie wiem o co chodzi.
Uważałem, że usunięcie budynków radykalnie zmienia charakter zdjęcia (to potwierdzili prawie wszyscy w pracy). Problem w tym, że te zmiany fotografujący powinien wykonać w trakcie robienia zdjęcia, o ile chce wpływać na klimat zdjęcia - stąd też powstał ten post.
Napisałam skrótowo (niezrozumiale) - przepraszam - i niepotrzebnie szukałeś. Nie ma w Picasa tego zdjęcia. A "pokazywanie ręką" to nawiązanie do rozróżniania stron przez kobietę, kiedy tłumaczy (Elżbietka - Twoja znajoma i ja), czy po prawej czy lewej stronie.
UsuńCo do wpływania na klimat zdjęcia. Na wycieczce jest trudno, szczególnie, gdy program bogaty a czasu mało. Czasem fotografujący się rozdwaja, bo chce patrzeć na to, co przewodnik pokazuje i o czym mówi, a jednocześnie chce coś innego sfotografować, bo tam mu "piknęło" w duszy, gdy zerknął. Niestety, jeśli nie zdąży- nie ma już powrotu w to samo miejsce.
UsuńO jaką rękę chodzi zorientowałem się dopiero, gdy zobaczyłem odpowiedź na Twoim blogu.
UsuńOczywiście oboje już wcześniej zdawaliśmy sobie sprawę, że nie będziesz miała czasu na dokładne kadrowanie, czy nawet aranżację.
Porównałem też zdjęcia Twoje i te z "profesjonałów" i gęba mi się otwiera ze zdumienia. Gdyby nie te Twoje druty, słupy i rozdzielczość to nie miałabyś równych (pod wzgl. artystycznym) sobie. Na "Xarze" takie zdjęcia, bez wad jak wyżej, są w cenie od 40 do 160 zł., tylko nie mogą być nigdzie publikowane, próbki do 240x160, oryginał to 4800x3200. Czyli chyba nowy aparat?
Tak to jest na wycieczce. Nie odejdziesz kilometr kadrować poza druty i słupy, bo na to nie ma czasu. Nie poucinasz też głów wszystkim turystom. Mam dużo zdjęć, które mi się podobają bardziej od tych pokazanych w galerii Picasa, ale są na nich różne głowy na ćwierć zdjęcia, co weszły przed sam obiektyw.
Usuń____________
Dziękuję, Anzai. Aż płonę i jestem dumna.
Zamiast odchodzić można wykorzystać Zoom.
Usuń-------------
Też jestem dumny z takiej koleżanki.
Teraz widzę "japońskość" tego zdjęcia :)))
OdpowiedzUsuńNie chodziło o "japońskość" (to były określenia moich kolegów z pracy - chyba mieli rację?), ale o to, że jak nie trzeba, to nie należy zestawiać z sobą zabytkowych budowli i budownictwa mieszkalno-biurowego, bo to się strasznie gryzie. Widzę, że znowu nie udało mi się przebić z tym argumentem ...
UsuńMożna obciąć biurowiec. Nie wejdziesz kadrować w rzekę. Chyba,że masz łódź i specjalnie popłyniesz kadrować ten zabytkowy most.
UsuńPewnie, że się gryzie ale cóz poradzi wycieczkowicz na to, że blok wybudowali obok uroczego mostu?
UsuńJa tylko pokazuję to co może być minusem, być może można było skierować aparat bardziej na lewo. Gdy "blok wybudowano obok uroczego mostu" wchodzi się DO BLOKU i stamtąd robi zdjęcie mostu.
UsuńAaaaa.... do bloku! Racja!
UsuńO! Nie wpadłabym na to. Kupowałabym jacht, aparat z obiektywem wyrzucającym biurowce, a jest rada prosta z najprostszych. Ileż to trzeba wiedzieć o tym fotografowaniu...
UsuńAle jednak coś (bez udziału wiedzy teoretycznej, a na zasadzie jakiegoś "pik - puk") mnie chyba gniotło z tym mostem, bo poszłam go z innej perspektywy sfocić.
UsuńalEllu, najprościej jest dawać rady. Sam nie wiem, czy bym zrobił lepsze zdjęcia. W każdym razie u mnie w pracy jakieś 70% pracowników (niektórzy mają kilka laptopów na biurkach) ma Twoje zdjęcia jako tapetę zamiast Windowsa.
UsuńCzy najprościej, czy nie, to jednak każda rada gdzieś tam się zakoduje i przy okazji się ją wykorzysta. Pewnie, że nie na wycieczce, gdzie pstryka się na pamiątkę, aby jak najwięcej miasta było widać, a nie konkretny obiekt.
UsuńAle w górach, to jednak... to wzięło... tuliłam je do serca naprawdę.
Wzruszyłam się, że moimi zdjęciami laptopy tapetuje...
Szwajcaria nie potrzebuje, by robić z niej Japonię ;) :) Może by Anzai z Polski Japonię zrobił, jak nam to obiecano, hi, hi...
OdpowiedzUsuńJa tego nie potrafię, ale znam takich co są na dobrej drodze, by np. z Warszawy zrobić Hiroszimę.
UsuńOjjjśśśś, Anzai. Odpukać trzeba. Nie strasz! ;)
UsuńNie straszę, to przecież nie jest "bez komentarza" ...
UsuńTu jest ten sam most: http://absolut.blog.pl/2013/06/18/szwajcarskie-reminiscencje-dzien-1/
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Wydaje się, że ze swojego zdjęcia wycisnęłaś wszystko co możliwe. Może z niższej perspektywy i nieco na lewo dałoby się zasłonić ten biurowiec, ale wtedy rwąca rzeka by wyszła jako prawie strumyk. No i reszty dopełniło to kapitalne drzewo na pierwszym planie. Super!
UsuńTo są już jednak indywidualne odczucia, bo być może komuś właśnie zależało na dalszej perspektywie, czyli tych blokach na horyzoncie ...
Pewnie tak. Ależ on miał sprzęcicho. Obiektyw prawie jak lufa armaty.
Usuń