czwartek, 9 lutego 2017

Ogniskowa i kąt obiektywu. Fisheye (rybie oko) - mity i fakty

W połowie lat 90' ub.w. udało mi się nabyć starą przenośną kamerę TV ze wspaniałym obiektywem o zmiennej ogniskowej od 3,6 mm do 180 mm, o której wiedziałem tyle, że dawało się z niej wymontować cały układ zmiennej optyki. W połączeniu z cyfrowym aparatem uzyskałem całkiem niezły sprzęt fotograficzny dający zupełnie nowe możliwości fotografowania. No i właśnie. Co zatem kryje się za tymi "nowymi możliwościami", o których nie wspominają nawet najpoważniejsze źródła traktujące o fotografii?


Nie szukając daleko można się natknąć w sieci na pobieżne informacje traktujące dość oszczędnie problem zmiennej ogniskowej. Zerknijmy np. na ten obrazek, opublikowany w sieci.
pobrano ze strony: http://www.fotografia.kopernet.org/obiektywy.html
Autor białymi ramkami zaznacza teoretyczne pole widzenia obiektywów o różnej ogniskowej. To jednak nie uwzględnia kąta widzenia obiektywu, co jest chyba najważniejszym atrybutem. A problem wygląda następująco: Gdybyśmy z aparatem o ogniskowej 34 mm zbliżyli się do obiektu na zdjęciu tak, aby pole widzenia pokryło się z ramką oznaczoną np. 100 mm (bo interesuje nas tylko ten fragment), to zauważylibyśmy bez trudu, że mamy przed sobą nieco inny obraz, bo nagle widzimy boczne ściany pałacu. Autor tego zdjęcia nie pofatygował się jednak na dokonanie takiego eksperymentu, wykonał jedno zdjęcie dorysował ramki i zamknął jeden temat związany z t.zw. polem obrazu.


Nieco inaczej, i nieco lepiej działanie "fisheye" opisał i zilustrował autor zdjęcia poniżej:
pobrano ze strony: http://foto-nieobiektywny.blogspot.com/2015/04/jarosaw-brzezinski-test.html
Faktycznie na kolejnych zdjęciach widać, że fotografujący, nie mogąc dalej odsunąć się od fotografowanego obiektu, stosuje zmienną optykę. Proszę więc porównać jak w miarę zmian ogniskowej równocześnie zmienia się pole rejestrowanego obrazu, widać to np. po obrazach wiszących na ścianach, oraz przedmiotach (fotel, leżanka) znajdujących się bliżej obiektywu. Czy jednak jest to jedyna i najważniejsza cecha teleobiektywów i typu "fisheye"? Otóż nie. Inaczej bowiem wygląda fotograficzne zapisywanie obrazu, gdy fotografujący nie może zmienić swojej pozycji, i zupełnie inaczej, gdy wraz ze zmianą ogniskowej przybliża się lub oddala od fotografowanego obiektu.


O zasadach rządzących w świecie szerokokątnej optyki przekonałem się już w latach 70' ub.w., gdy przyszło mi wykonać reklamowe zdjęcie krosien i przędzarek produkowanych w Polsce. Mogłem wykonać tylko dwa zdjęcia na których powinno znaleźć się jak najwięcej ważnych szczegółów maszyn. Niestety, tak jak wówczas, tak i obecnie nawet w najpoważniejszych poradnikach nie znalazłem omówienia tego tematu. Prawie 50 lat temu problem rozwiązałem stosując dostępne wówczas obiektywy wymienne. Obecnie jednak nadal nie widzę tekstów omawiających teoretycznie i wyjaśniających istotne niuanse i cechy zmiennej optyki.






A więc zakasałem rękawy, i do roboty! Zdjęcie a3 obok, to zdjęcie "bazowe" wykonane standardowym obiektywem 35 mm (dla potrzeb porównawczych zostało skadrowane i oznaczone dalej jako a2). Odległość aparatu od fotografowanego budzika wyniosła tutaj ok. 1,2-1,5 m. Warto zwrócić uwagę na długość zwisającego ze stołu obrusa, która w rzeczywistości wynosi ok. 40 cm. To ważne, bo na zdjęciu a1, wykonanym obiektywem "fisheye" ten fragment obrusa jest także widoczny, ale już tylko w postaci winietowanego marginesu (n.b. stół z kwadratowego "zrobił się" okrągły"!).














Zdjęcie a2 z prawej strony to, tak jak wspomniałem wcześniej, skadrowany, czyli odpowiednio przycięty obraz tak, aby można było porównać go z następnym zdjęciem.






Zdjęcie a1 (gorsza jakość, bo nie chciało mi się rozkalibrowywać aparatu przy wymianie optyki) wykonałem obiektywem o zmiennej optyce. W danym przypadku było to ok. 6,1 mm, a więc obiektyw z kątem widzenia ok. 192 st., "widział" jakby lekko do tyłu. Odległość aparatu od fotografowanego budzika zmniejszyłem ok. 4-5 krotnie, do ok. 30 cm. Pomiędzy jednym zdjęciem, a drugim upłynęło ok. 10 sekund (dlatego nie robiłem kalibracji), co jest widoczne na budziku. Nie budzik jest jednak przedmiotem rozważania.






Teraz bowiem można pokusić się o ocenę eksperymentu. Obiektyw standardowy (a3 i a2) oddaje prawidłową perspektywę, ale nakrętki od butelek są prawie niewidoczne, albo widać tylko ich część. Obiektyw szerokokątny (a1) wprawdzie łamie perspektywę, zniekształcając krawędzie, ale jednocześnie ukazuje nakrętki, niektóre w całości i z widokiem dna! Warto jeszcze zwrócić uwagę na to jak obiektyw szerokokątny "widzi" do tyłu, rejestrując zwisającą część obrusa.









Analogicznie wygląda sytuacja fotografowanych książek wysuniętych maksymalnie do przodu, na zdjęciu a5 obok wykonanym standardowym obiektywem widać tylko grzbiety książek. Odległość aparat - książki ok. 1,5 m.



Obiektyw "fisheye", zdj, a4 po lewej wykonane z odległości 15-20 cm, rejestruje także okładki na skrajnych książkach. Jakie to ma zastosowanie w fotografii? Otóż dla zwykłych pstrykaczy jest to tylko ciekawy gadżet, dla nieco bardziej ambitnych fotografów obiektywy "fisheye" są raczej nieprzydatne. Nie na tym jednak kończy się zastosowanie zmiennej optyki. Wyspecjalizowane firmy fotograficzne, np. działy Google, lub monitorujące np. NASA, nie mogą się już obejść bez optyki zmiennej.









Tam, gdzie w grę wchodzi np. wykrywanie ruchu, obiektywy szerokokątne stają się niezastąpione, a ich cena nierzadko przekracza cenę wysokiej klasy samochodu osobowego. Dla ich oceny proponuję obejrzenie dwóch ciekawych filmików i jedną z wielu - niestety - opinii n.t. tego sprzętu.  



https://youtu.be/RRxUc22xfyE


https://www.youtube.com/watch?v=Aw0i_I2TaAM

http://www.spidersweb.pl/2014/11/nikkor-6mm.html

16 komentarzy:

  1. Przeczytałam z zainteresowaniem i obejrzałam filmiki. Naturalnie, jako "fotograficzny laik" - nie mam wiele do powiedzenia na temat.... Ale przypominają się spotkania z Młodszym (ukończył Akademię Filmową w Katowicach jako "kamerzysta"), którego fotografia jest pasją, od kąd pamiętam. Z tąd wiem też jak droga jest ta pasja...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak ... podejrzewałem, że coś z Twoich genów artystycznych przejdzie na pokolenie. :)
      Masz rację to bardzo droga zabawa, nawet w obecnych czasach, gdy aparaty fotograficzne mamy w telefonach. Z drugiej strony nie zawsze o jakości zdjęcia decyduje wysoka cena sprzętu, bo nadal w najwyższej cenie są nasze "szare" komórki. ;)

      Usuń
    2. A propos genów: Pierworodny jest absolwentem Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, wydział rzeżby :-). ...No i oczywiście, ma być: >odkąd< i >stąd<...Sorrry. Mój odwieczny problem: ortografia! Wiem, powiecie: korektor. Ale ja mam widows po niderlandzku, więc podkreśla mi wszystko gdy piszę po polsku...
      A co do szarych komórek też masz rację. Najdroższe były studia Młodszego, gdzie miał zadania do wykonania, często na konkretnym sprzęcie i materiałach, które należało kupić lub wypożyczyć. Teraz jest juz "dorobiony" na tyle, że radzi sobie, a wyspecjalizował się głównie w dokumencie.

      Usuń
    3. Niestety wykładowcy są bezwzględni i zbyt często wymagają nie tylko rozwiązania danego problemu, ale i zrealizowania tego za pomocą określonych (drogich) narzędzi.
      Tak się zastanawiam - ale nie chcę namawiać - czy nie lepiej by było zrobić reinstalację Windowsa i zainstalować go w j. polskim? Ja kiedyś tak zrobiłem rezygnując z polskiego i przechodząc na angielski (więcej aplikacji). To przecież kwestia 1-2 godzin.
      Tak, a propos, synowie tworzą coś na własny rachunek? :)

      Usuń
    4. Sorry, miałam bardzo gęsto przez ostatnie kilka miesięcy. Dziś zaaplikowałam sobie trochę luzu i "odgrzewam" stare kontakty...(m.i.n. żeby zobaczyć czemu nie zaglądaja do mnie...).
      A propos Windowsa: mam w języku niderlandzkim, niejako z premedytacją. W celu szlifowania języka kraju w którym żyję. Mam też programik, który nawet składnię poprawia. Tutaj 95% spraw urzędowych załatwia się internetowo, korespondencyjnie. W związku ze śmiercią mojego "eksa"/ Holendra, walczę znowu od początku roku. A napisać list do adwokata, to i po polsku pewno nie jest proste.... :-)
      I a propos synów: starszy jest trzeci rok w Anglii i pracuje w niedużej firmie budowlanej. "Robi" tam min. w marmurze i innym kamieniu elementy dekoracyjne. Niestety jest zmuszony oglądać się za jakąś lżejszą fizycznie pracą, że względu na "padający" wzrok. Młodszy (ten Fotograf), pracuje na własny rachunek. Ale nie jestem pewna, czy tak do końca mi się to podoba...
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    5. Jak pewnie zauważyłaś oboje rzadko tutaj zaglądamy. Czyżby "eks" był tym Panem fioletowym? Jeżeli tak to wydaje się, że jest jakaś sprawiedliwość na tym świecie, pewnie masz teraz więcej spokoju. Jeżeli masz jakieś problemy z redagowaniem prawniczego języka to śmiało pisz na adres: " azet27@vp.pl " Co będę mógł to pomogę.
      Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
  2. O co chodzi z tym sekundnikiem budzika? Kalibrowanie przeprowadza się w procesie produkcji, albo najwyżej raz, po wymianie na niestandardowy obiektyw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elektronika obiektywu z lat 80' ub.w. nie bardzo pasuje do tej z 2012 r., więc za każdym razem po wymianie muszę kalibrować nie tylko obraz, ale i cały system, bo wraz ze zmianą ogniskowej zmienia się jasność obiektywu.
      Sekundnik miał być dowodem na to, że nie manipulowałem ustawieniem nakrętek (uwaga Bet!), bo na to. i na wykonanie zdjęcia 10 sekund, to za mało czasu.

      Usuń
  3. A nie można tych nakrętek przesunąć na środek aby lepiej je widzieć:))))
    Przepraszam, wiem, że to notka techniczna ale skoro się nie znam to chociaż zażartuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nakrętki to pewnie by się jeszcze dało przesunąć, ale obrazów i foteli ze zdjęcia wnętrza salonu już raczej nie.
      Ja zresztą używam "fisheye" głównie we wnętrzach kościołów, pałaców, itp. a tam nie da się przemeblować chałupy, chociaż księżom pewnie by się należało. ;) :-D

      Usuń
  4. Na marginesie, dlatego tak trudno jest zaskoczyć muchę - ona ma oczy dające obraz jak z obiektywu szerokokątnego. Najśmieszniejsze że nasze oczy dają całkiem inny obraz niż to co "widzimy", bo widzimy to co widzieć chce nasz mózg, dlatego choć obrazy takie jak a1 to widzimy tak jak na a2. Pomyślmy jak bardzo trzeba było wyłączyć optykę by rejestrował w obraz zgodny z naszym "widzinamsię tak" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Nasz mózg nie tylko widzi inaczej (obraz odwrócony góra/dół i lewo/prawo), ale nie widzi go w sposób ciągły. To trochę działa jak wirtualna pamięć komputera, dlatego tak trudno nam zauważyć brak jakiegoś szczegółu, który np. zawsze stał w jednym miejscu. Poza tym inaczej rejestrujemy barwy, inaczej ostrość, co zresztą jest nam niepotrzebne, bo z reguły widzimy tylko to na co jest skierowana żółta plamka, reszta to t.zw. efekt pamięci obrazowej.

      Usuń
  5. Klik dobry:)
    Bardzo to trudne do zrozumienia przez laika. Ja wiem tylko tyle, że czasem robiłam w domu przesuwanie, żeby pokazać na zdjęciu tak, jak jest naprawdę.
    Czyli metodą Bet?

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nakrętki na stole można poprzesuwać, ale np. bocznych naw w kościele już się nie da. Jeżeli chcesz zrobić zdjęcie głównego ołtarza i bocznych naw (łącznie z ich wyposażeniem), to niestety obiektyw trzeba wymienić, albo zamiast jednego robić kilka zdjęć.
      W trakcie publikowania blogspot zastrajkował i przez parę godzin nie mogłem poprawić komentarzy do zdjęć a1-a3, teraz to naprawiłem. Więc może będzie to bardziej czytelne?

      Usuń
  6. Tak się zastanawiam, jaki obiektyw jest na sali kolumnowej w parlamencie, że podczas pamiętnego głosowania widać było tylko to, co chciano pokazać. ;) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiektywy mają dobre, ale jak się nagranie wielokrotnie przegrywa na różnym sprzęcie, a potem twierdzi, że tak się kiepsko nagrało, to kto to będzie sprawdzał? ;)

      Usuń