sobota, 30 września 2017

Zaczarowany Ogród. Część 3. Psy dachowce.

Rodzinnych domów z ogrodami mieliśmy trzy, ale zaczarowany był tylko jeden, ogród moich rodziców i dom (zdjęcie 1469 a1 z ok. 1945 r.) w którym się urodziłem. Na zdjęciu poniżej wprawdzie jeszcze mnie nie było na świecie, ale za to zobaczyłem (Czytelnikom, którzy tu zawitali po raz pierwszy proponuję cofnięcie się do postu wyjaśniającego okoliczności powstania tych zdjęć: https://foto-anzai.blogspot.com/2015/11/w-poszukiwaniu-upiora-z-magla.html#comment-form  ) jak dom wyglądał wtedy, kiedy ja byłem jeszcze we wstępnej fazie "projektowania":
Pod koniec XIX wieku w tym domu mieszkał jeden z moich mniej znanych pradziadków z t.zw. linii "po kądzieli". Pradziadek zginął w powstaniu z 1883 r. pozostawiając żonę i dwójkę dzieci. Dom z ogrodem i dużym parkiem został zarekwirowany przez carską władzę dla potrzeb wojska i w ten sposób dość szybko stał się ruderą. Szczęśliwie prababcia z dziećmi zdążyła uciec przed carską żandarmerią i znalazła schronienie u dalszej rodziny. Nieuregulowane sprawy rodzinne i spadkowe spowodowały, że nieruchomość była wynajmowana przez wiele lat po Pierwszej Wojnie Światowej zupełnie przypadkowym osobom.


W 1927 r. mój dziadek ze strony ojca spłacił wszystkich potencjalnych spadkowiczów i przejął dom z zamiarem wyremontowania i odsprzedaży z zyskiem. Niestety był to jeden z kilku domów jakie mój dziadek kupował, remontował i sprzedawał, ten dom jednak nie miał szczęścia i praktycznie do końca 1944 r. nie miał też gospodarza. Sytuacja zmieniła się, gdy ze Wschodu zaczęły nadchodzić niepokojące wieści o sposobie przejmowania nieruchomości z budynkami dla potrzeb nowej władzy komunistycznej. Tak zaczęła się kariera zaczarowanego domu i ogrodu, tutaj (zdjęcie poniżej 1203 a1 z ok. 1950 r.)
jeszcze niezbyt okazałego jak na lata powojenne. Dom trzeba było więc zasiedlić, aby go nie stracić. I tak mój dziadek, a później mój ojciec stał się głównym gospodarzem tego domu.     


Wśród wielu zdjęć domu i ogrodu, jakie zachowały się z tamtych czasów, na żadnym nie było widać domu w całości, bo zawsze był zasłonięty krzewami i drzewami. Zdjęcie niżej "1205 a1" ukazujące dom od strony wschodniej pochodzi z roku 1951/52, gdy ja jeszcze byłem w powijakach, a siostra dopiero nauczyła się chodzić.



Tutaj (zdjęcie 1206 a1 z roku ok. 1953)
mam już ok. 3 lat, ale widać, że przerastały mnie nawet chwasty i krzewy ozdobne rosnące wokół komórki. Ogród rozrastał się w niesamowitym tempie. Już po kilkunastu latach większość zasadzonych drzew miała ponad 10 metrów wysokości, a te rosnące bliżej domu, głównie wiśnie, śliwki i bzy pod oknami, zasłaniały dom prawie całkowicie nawet przed widokiem z góry. Nad ogrodem pojawił się dach z korony drzew liściastych i iglastych, a do domu prowadziła wąska wykamienowana ścieżka, którą co jakiś czas trzeba było przerzedzać. To był przemyślany zamiar dziadka, aby sprawiać wrażenie zapuszczonego domu z dzikim ogrodem, o czym napiszę nieco później w innym poście.


W odkrywaniu nieznanej przeszłości spróbowałem przywracać obrazy i wspomnienia z tamtych cudownych lat. Dostępnymi technikami obróbki graficznej "dobudowałem" więc lewą stronę domu, aby pokazać okno, które odegrało wiele ciekawych ról w przeszłości. W efekcie powstało zdjęcie/fotomontaż "1203 a2", które prezentuję  niżej:
A okno? No cóż, w niepewnych czasach Berezy Kartuskiej, okupacji hitlerowskiej, czy szalejących NKW-dzistów, okno było "oknem na wolny świat", bo zanim ktokolwiek się zorientował, że dom posiada dwa wejścia, to poszukiwanych już nie było.
Widoczne na zdjęciu 1203 a2 wejście, to strona wschodnia, która przejęła funkcję głównego wejścia po odzyskaniu domu w 1917 r. Po drugiej, zachodniej stronie był dawny fronton domu, czyli typowa drewniana zabudowa z okazałym portalem wejściowym. Do domu należał jeszcze duży park, który jednak pradziadek sprzedał w końcu XIX wieku. Jak można się domyśleć dom powstańca krył w sobie wiele tajemnic, które ja, kilkuletni smyk odkrywałem buszując po strychu, piwnicy i innych zakamarkach i tajemnych schowkach pradziadka.







W poszukiwaniach rodzinnych skarbów pomagał mi najzmyślniejszy pies Kajtek, na zdjęciu 1245 c1 obok. Kajtek, w przeciwieństwie do pozostałych psów ogrodowo podwórkowych, był zwykłym łazęgą i w nocy zamiast spać z nami wolał hasać po okolicznych polach. Bywały takie dni, że nie wracał, ani w dzień, ani w nocy. Psów mieliśmy ... 18, licząc tylko te, które wychowały się i biegały ze mną po zaczarowanym ogrodzie. Wszystkie, oprócz wszędołaza Kajtka mieszkały z nami w domu.
















Główną psią nestorką była biała suczka Ciapka marki "pół szpica, pół przypadku", tutaj na zdjęciu 1285 a1 z prawej strony, prezentuje się obok mojego pierwszego zegarka komunijnego. Ciapkę podobno skopał jej Pan, i wyrzucił z domu, gdy zobaczył, że będzie się szczeniła. Chorą, po poronieniu, suczkę znalazł jak zwykle dziadek Bronek, który sprowadzał wszystkie chore i poranione psy do naszego domu, a potem wyszukiwał im nowych opiekunów.















To zdjęcie 1239 a2 poniżej
mogło by być podstawą do sprawy sądowej jaką prawie wytoczyła sąsiadka oskarżając czarno białego psa imieniem Orek, ale na szczęście wtedy klisza została uznana za niedoświetloną i nie była dalej obrabiana. Odnalazłem ją dopiero po ponad 50 latach. Mamy więc zdjęcie "psów dachowców" Na dachu dyżurują bowiem, czarno biały Orek i obok mały pinczerek garbusek Pifek. O Orku będzie w kolejnych postach, natomiast Pifek był psem powypadkowym. Miał złamane biodro i wybity dysk w kręgosłupie. Weterynarz nie dawał mu żadnych szans na przeżycie wypadku, bo Pifek nie mógł chodzić, ale pies jak to pies, przy dobrej opiece (leżał prawie pół roku) "wylizał się".


Wkrótce potem okazało się, że Pifek był najbardziej wyuczonym psem w naszym psim stadzie. Znał wiele sztuczek, potrafił na hasło "weź" wziąć jakąś wskazaną rzecz i zanieść ją do osoby wskazanej po imieniu. Wiedział co znaczą słowa: przynieś, waruj, cicho, skacz, bierz go, pilnuj, nie rusz, itd. Pomimo swojego kalectwa potrafił razem z Orkiem wejść na dach domu po specjalnie w tym celu ustawionej pochyłej desce. Na zdjęciu 1239 a2 widać z lewej strony deskę opartą o dach. Orek każdego dnia robił obchód domu zaczynając od naszego dachu i dachu sąsiada. Pifek podążał za nim, ale na wyższe dachy nie mógł już wskoczyć, bo źle zrośnięte biodro nie pozwalało. 


Niestety Pifka, psa dachowego, odnalazła dalsza rodzina jego Pana, który zginął w tragicznym wypadku. Rozstanie było trudne, bo Pifek wiedział komu zawdzięczał życie, ale kochał też rodzinę swojego znarłego Pana, do której w końcu wrócił. Żył jeszcze 18 lat i często nas odwiedzał ze swoimi opiekunami. Średnio w naszym domu przebywało od 3 do 5 psów. Ale był taki dzień w którym Ciapka znalazła sobie jakieś ustronne miejsce i ... powiła 5 uroczych maluchów. I nagle zaroiło się. Już po roku piątka prezentowała się całkiem okazale, dwa największe znalazły właścicieli, a pozostałe trzy, na zdjęciu 1435 a1 poniżej, zostały z nami nieco dłużej, bo nie chcieliśmy ich oddać.
To zdjęcie, zrobione przeze mnie samowyzwalaczem, na długo stało się moją chlubą. Odbitek wykonaliśmy z ojcem kilkanaście, w tym jedno poszło na konkurs i zostało opublikowane w jakimś piśmie rodzinnym. Na zdjęciu są trzy, już wyrośnięte, szczenięta Ciapki, to Reks, Misiek, i Orek. Ale nie one stały się głównym motywem zdjęcia. Otóż któregoś dnia zimą Mama wychodząc do ogrodu zaniemówiła ze zdziwienia. Jak wspominałem nad ogrodem dość szybko pojawił się dach złożony z koron drzew owocowych i ozdobnych. Latem panowały tu liście, ale zimą w tym jednym dniu stał się cud. Nasz dom i ogród znalazł się w objęciach Królowej Śniegu i Lodu!


Nad ogrodem rozciągnął się srebrzyście połyskujący dach ze śniegu, lodu, szronu i nadal padającego gęstego śniegu. Przez to pokrycie z trudem przebijało się wschodzące słońce tworząc tęczową feerię świateł. Widoczność nie była większa od kilku metrów, bo wszystkie krzewy także pokryły się skrzącym śniegiem, ale dla nas, kilkuletnich brzdąców nie miało to znaczenia. W ruch poszły sanki i łyżwy, bo w tyle ogrodu mieliśmy zamarznięty sztuczny staw. Niestety do stawu nie można było dojść, bo miejscami zaspy śniegu przekraczały półtora metra. Bezradne były też nasze psy zakopując się w puszystym śniegi. I tak po Królestwie Śniegu i Lodu pozostało tylko to zdjęcie publikowane wyżej.

13 komentarzy:

  1. Fantastyczny ogród! Cudne zdjęcia i piękna opowieść :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że wyobraźnia artystki zadziałała. ;)
      Dzięki za pochwałę

      Usuń
  2. Wizja lodowego ogrodu jest niezwykła zwłaszcza za sprawą owej "ferii świateł" z promieni słonecznych. Musiało to być bajkowe zjawisko i wyobrażam sobie jakie wrażenia miała Twoja Mama odkrywszy takie cudo tuż za swoim progiem.
    Pieski dachowe to także niezwykłe zjawisko zatem tytuł notki uważam za w pełni zasadny:))
    Zdjęcia urocze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że każdy miał szczęście zobaczyć oszronione o obsypane śniegiem poranki zimowe, ale to przeżycie było nieporównywalne. Czuliśmy się jak w szklarni i do tego to przebijające się słońce. Dużo w życiu widziałem, ale ten widok jest niezapomniany. To tak jakby cały ogród z nami ktoś przeniósł do nieba.

      Usuń
  3. Jako psiarz, w dzieciństwie w psiej budzie z lubością sypiający, jedyne co mogę to przyjąć ten tekst i zdjęcia z wielkim ukontentowaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W psiej budzie też miałem chęć kiedyś pomieszkać, ale ubiegła mnie kura, która tam założyła rodzinę. Mieliśmy jedną psią budę, ale psy spały z nami w domu, zajmowały głównie tę drewnianą werandę/przybudówkę, gdzie miały swoje malutkie uchylne drzwi na ogród. Oczywiście Orek spał ze mną w łóżku, chociaż tego bardzo nie lubił. ;)

      Usuń
  4. Przecudna opowieść! Alez poprawiłeś mi humor. Piękne zdjęcia, wspomnienia, psiaki, śnieg... Dawno się tak nie wzruszyłam :) Pozdrawiamy z Futrzatym!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że notka się spodobała. Do tych wspomnień często wracam i mimo, że minęło ponad 50 lat to nadal w pamięci pozostał ten czarodziejski ogród.
      Dziękuję i również pozdrawiam.

      Usuń
  5. Co tu dużo mówić, wzruszyłam się...
    Uwielbiam takie wspomnienia i te stare zdjęcia, ja niestety, ale tylu nie mam.

    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten zaśnieżony ogród jest jednym z najpiękniejszych wspomnień. Takie obrazy często się pojawiają zimą, czasem zdarza się, że gęsto padający śnieg tworzy baldachim nad głowami, ale rzadko kiedy w środku znajduje się zasypany śniegiem domek z czarodziejskim ogródkiem.

      Usuń
  6. Faktycznie, bajkowa kraina :) pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raz na pół wieku zdarza się zobaczyć takie "coś".
      Serdecznie pozdrawiam

      Usuń
  7. Dzięki Andrzeju za Twoje wspomnieni, bo masz co wspominać i te zdjęcia ach!

    OdpowiedzUsuń