wtorek, 14 października 2014

Modelki w światłach rampy








Jak już wielokrotnie wspominałem w połowie lat 80' ub.w., znudzony możliwościami jakie perspektywicznie rozwijała fotografia cyfrowa, rozstałem się na dobre z fotografią tradycyjną polegającą na wykonywaniu zdjęć "od pomysłu do przemysłu". Zacząłem eksperymentować z modyfikowaniem obrazu w procesie obróbki fotochemicznej, a później graficznej (komputerowej). Zdjęcie obok było jednym z pierwszych jakie poddałem celowemu zniekształcaniu.

Modelka, poza nienaturalnymi krągłościami, była prosta jak kij od MOPa, na zdjęciu chciała być jednak krzywa. W fotografii czarno białej uzyskanie takiego efektu było stosunkowo proste ... nienaświetlone zdjęcie pochylało się w odpowiednim kierunku, a potem "doświetlało" powiększone partie obrazu. W fotografii kolorowej doświetlanie nie sprawdzało się, bo zmieniało korekcję barwną (najcześciej na powiększonych fragmentach pojawiał się zielononiebieski kolor), co znacznie zwiększało koszty, z uwagi na ilość próbek.











Zdarzały się również zamówienia na fotografie specjalistyczne, np. białe lub niebieskie tło, specjalne oświetlenie, i ... symulowany dolny kostium kąpielowy. Tego typu zdjęcia dobrze sprzedawały się w zachodnioniemieckich kolorówkach, a odbiorcy, z wypiekami na twarzach, i lupą powiększającą w ręku sprawdzali czy między owłosieniem jest to czego szukają.




























Jak zwykle jednak chałtura i merkantylizm zabiły rozwijającą się sztukę reklamową. Odbiorcy coraz częściej żądali zdjęć z pustymi obszarami przeznaczonymi na konkretne reklamy produktów. Już pod koniec ubiegłego wieku zaczęły się więc pojawiać t.zw. "wklejki". Zarówno fotografujący jak i modelka nie mieli pojęcia o tym jaki produkt reklamują, zdarzały się też zabawne sytuacje, gdy w efekcie zapomniano dokleić jakiś fragment obrazu.















Nowy wiek stał się także czymś nowym w tradycyjnym wykorzystywaniu pięknych modelek jako obowiązującego elementu reklamy. Coraz częściej obok reklamowanych produktów pojawiały się piękne panie domu ... ubrane w fartuchy kuchenne, a zdjęcia sukcesywnie zastępowano obrazem audiowizualnym.
.

czwartek, 2 października 2014

Zdjęcia, zabawa z kolorami. Odkrywamy to co niewidoczne.

Dzisiaj nieco więcej o zabawie z kolorami. O zasadach tworzenia barwnych obrazów pisałem już wcześniej. Ogólnie stosowane programy graficzne pozwalają wprawdzie w szerokim zakresie zmieniać wygląd naszych zdjęć, jednak nie potrafią zmieniać proporcji barwnych.


Jeżeli mamy zdjęcie podstawowe, najlepiej żeby to był plik RAW, o wspaniałym czerwonym odcieniu,  jak wyżej (n1) to kolejne próby mogą tylko zmienić procentowy udział barw podstawowych.


Możemy więc zmniejszyć udział czerwonego koloru, ale - jak już wiemy z poprzednich postów - automatycznie pojawi się kolor przeciwstawny, czyli zielony (n2).



Możemy jeszcze trochę pokombinować z kolorem żółtym, oraz ogólnym nasyceniem barwnym (i kontrastem), co w efekcie da nam oliwkowy kolor morza (n3) .
Na tym jednak kończą się eksperymenty z kolorami. Mamy wprawdzie ciekawą oliwkę, nie mamy czerwonego morza. Co więc możemy jeszcze zrobić?


Ogólnie dostępne programy nie będą nam już przydatne, przechodzimy zatem do pracy z warstwami i "kanałami alfa", uzyskując np. obraz n4.
O szczegółach jednak w następnym odcinku, bo tutaj chciałbym się zatrzymać nad tym, czego najczęściej nie bierzemy pod uwagę w trakcie robienia zdjęć. Zdjęcie "n4" uznałem jako najbardziej oddające atmosferę niepowtarzalnego wschodu słońca. Zastanowił mnie jednak przebijający się zielony kolor chmur. Dopiero po wielu latach, korzystając z mapy "Google - Earth" ustaliłem, że jest to odbicie od niezwykle bujnie rozrośniętych filipińskich dziewiczych lasów zwrotnikowych rozpościerających się za czarną linią horyzontu. Czyżby więc oczy nas myliły? O tym efekcie już pisałem wcześniej na stronie:
http://foto-anzai.blogspot.com/2014/05/wyobraznia.html#comment-form


Nieco inaczej odkrywamy tajemnice na zdjęciach nocnych. Zdjęcie "091 a1"
(oryginał na stronie: http://szczesliwamalpa.blogspot.com/2014/09/blog-post_9.html#comment-form) to obraz Księżyca z za chmur. Jasne odbłyski na liściach jarzębiny to prawdopodobnie efekt użycia lampy błyskowej. Zawodowy fotograf z pewnością w takiej sytuacji wyłączył by flesza (bo po co przy nocnych zdjęciach błyskać w ciemność, skoro lampa "sięga" najwyżej na 2-3 metry?), tutaj jednak flesz błysnął i powstało bardzo ciekawe zdjęcie j.w.


Z ciekawości zacząłem obrabiać krzew jarzębiny i wtedy pojawił się obraz zachmurzonego nieba "091 a2"


Po zwiększeniu kontrastów z prawej strony na dole (zdjęcie "091 a3" jak niżej) pojawiły się także jakieś zarysy budynków.


Mniej więcej w podobny sposób powstało kolejne poniższe zdjęcie wykonane przez żonę aparatem telefonicznym. Jak sama przyznała, chodziło jej o zdjęcie Księżyca. Skadrowała, strzeliła "słit focię" i dopiero wtedy zauważyła na niebie dwustopniową tęczę. Po obróbce powstał cukierkowy obraz właściwie nie wiadomo czego.
W gwarze fotografów taki styl zdjęcia nazywano "klekotyzmem", od eklektyzmu łączącego inne style. No cóż w fotografii taki styl raczej się nie przyjmie, ale żony to nie zraża. Działa dalej.
.