Fotografia czarno - biała była prosta jak pytanie: Co to jest? Czarne, białe, czarne, białe, czarne, białe, jeeeeb. Tym co znają ten dowcip podpowiadam, że nie chodzi o zakonnicę spadającą ze schodów, ale o proces budowania obrazu czarno białego w oparciu o efekt światłoczułości. Tak bowiem, w dużym uproszczeniu, tworzy się obraz za pomocą małych mniej lub bardziej naświetlonych (czyli czarnych) drobinek chlorku srebra.
Fotografia kolorowa jest oparta na podobnej zasadzie, z tą drobną różnicą, że obraz jest zapisywany na trzech warstwach uczulonych na trzy podstawowe kolory: Red, Green, Bleu. Dodatkowym elementem jest poziom nasycenia tych barw. Uogólniając jest to podstawa widzenia kolorowego świata i odwzorowania go przez różnego rodzaju urządzenia analogowe, cyfrowe, a nawet nasz zmysł wzroku.
Gdyby jednak iść dalej tym torem porównawczym zakładając, że kolor jest tylko trzykrotnym powieleniem czarno - białej technologii, to przy obróbce fotochemicznej można by się srogo zawieść. Kiedyś, zmuszony sytuacją, wywołałem film czarno biały w talerzach kuchennych, a następnie wykonałem najważniejsze zdjęcie wykorzystując aparat jako powiększalnik. Całość operacji przeprowadziłem w łazience hotelowej.
Na wyposażenie domowej ciemni fotografii barwnej musiałem przeznaczyć kilka lat starań i środki porównywalne do zakupu samochodu. Najważniejszym problemem było utrzymanie stałej temperatury nie tylko roztworów, ale i pomieszczenia. Różnica temperatur powodowała to, że na brzegach kuwet (tam, gdzie dochodziło do wymiany temperatury) pojawiały się inne kolory, a całość obrazu zachowywała się niestabilnie. Kolejny problem to izolacja poszczególnych punktów obróbki. W fotografii cz.b. nawet przypadkowe chlapnięcie wywoływacza do utrwalacza (a nawet odwrotnie!) nie miało większego znaczenia. Obróbka odbywała się przy jasno czerwonym świetle i można było wszystko skorygować.
W fotografii kolorowej - z uwagi na wrażliwość na wszystkie barwy - panowała absolutna ciemność. Współczynnik ph roztworów był tak duży, i rozrzucony, że wpływ na kolory mogły mieć nawet opary unoszące się nad otwartymi kuwetami. Dodatkowo aktywność roztworów spadała po każdym wywołaniu jednego zdjęcia, trudno więc było wykonać idealnie powtarzalne zdjęcia. Zanim jednak do Polski dotarły pierwsze fotolaby na obróbce zdjęć kolorowych można było się nieźle obłowić.
O ile jednak obróbka cz.b. umożliwiała zastosowanie wszelkich technik retuszerskich, na wszystkich etapach tworzenia zdjęcia, to w fotografii kolorowej był to proces niezwykle utrudniony. Podobnie było z wykonywaniem zdjęć aparatem. O zastosowaniu odpowiedniego filtru w fotografii czarno białej można było zdecydować spoglądając przez ten filtr na fotografowany obiekt. W fotografii kolorowej wynik można było ocenić dopiero po wykonaniu odbitki kolorowej.
Tak właśnie doszło do wykonania moich "bezcennych" zdjęć, które opublikowałem w poprzednim poście, jako zdjęcia beznadziejne. Dopiero po kilku miesiącach, po przestudiowaniu właściwości filtrów jakie zastosowałem, charakterystyki światłoczułości barwnej filmu, i rodzaju odczynnników, dowiedziałem się dlaczego moje zdjęcia kolorowe, wykonywane w Moskwie i Tbilisi, zasadniczo niczym nie różniły się od fotografii jednobarwnej, jak to widać na zdjęciu po niżej.
Nie udawały się żadne korekty, bo poszczególnymi etapami obróbki nieświadomie znosiłem poprzednio uzyskane efekty. Dopiero po kilku latach, gdy przerzuciłem się z technologii Agfa na Orwo udało mi się wykonać te same, ale już bezbłędne zdjęcia. Niestety jednak zmieniła się towarzysząca mi modelka (kulturystka), a i tych prac ze względów objętych prawami autorskimi nie mogę publikować.
A masz jej namiary?
OdpowiedzUsuńKonrad
Mam: 93/59/102 waga 57. Ale zdjęcie to chyba z lat 1968/69 ...
OdpowiedzUsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńA mnie się bardziej podoba, jak obrabiasz tutaj zdjęcia znajomych blogerów. Jakieś bliższe to dla mnie, niż technologie Agfa czy Orwo :)
Nawet nie potrafię skomentować,buuuuu...
Pozdrawiam serdecznie.
Zakładałem, że jakieś 80% wpisów będzie o blogerach (którzy wyrazili na to zgodę), pozostałe 20% to t.zw. tematy wolne. Już najbliższy post, może dzisiejszy, będzie o kwiatach, i ... to tajemnica.
UsuńTakie proporcje odpowiadają mi jak najbardziej :)
UsuńAle się baba rządzi na cudzym blogu, zaraz ktoś powie.
O to właśnie mi chodziło, abyśmy wszyscy współtworzyli ten blog, a więc: Rządź i panuj!
UsuńPiękna ta Twoja pasja, Anzai! A człowiek bez pasji zabójczo nudzi swoja duszę.
OdpowiedzUsuńMam taka fotkę z lat pięćdziesiątych, gdzie czarno - białe zdjęcie jest ręcznie kolorowane. Efekt niesamowity,. bo stworzony ręką prawdziwego artysty...
pozdrawiam i zapraszam do mnie na kolejna porcję beztroskiego humoru.
Nie o wszystkich pasjach da się pisać, bo te najważniejsze to pewnie nasze wspólne. Podejrzewam, że oboje lubimy: kobiety, wino, i śpiew (czytaj: seks, używki, i rozrywka). Ale to się nie nadaje do teoretycznych rozważań, to trzeba przeżyć, i jak mówią klasycy, to "trzeba umić".
UsuńNa razie tylko zaglądałem do Ciebie. ale za chwilę tam się przysiądę.
Mój ojciec urządzał ciemnię w łazience. Nie wolno było wtedy korzystać z WC, ale wolno było obserwować pływające w kuwetach kartki papieru fotograficznego, a nawet wyjmować je specjalnymi szczypcami i płukać w utrwalaczu. To była magia.
OdpowiedzUsuńNo to widzę, że nie tylko goździki nas połączyły. :)
UsuńJa też zaczynałem od łazienki, potem zaanektowałem przedpokój, i wtedy rodzice nie mogli ani wyjść, ani nikt z zewnątrz nie mógł wejść.
Na szczęście we wszystkich miejscach pracy byłem już znany i zawsze wygospodarowało się dla mnie jakieś dodatkowe pomieszczenie.
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńWeszłam w "kwiaty", a nie ma :(((
No nie ma. Po raz kolejny powtórzyła się scenografia ze "znikającymi komentarzami", więc do czasu oficjalnego potwierdzenia zgody wycofałem post "Mikro, makro - kwiaty cz. 1". Ale będzie kolejna perełka z blogu akwamaryny.
OdpowiedzUsuń