sobota, 27 lipca 2013

Archiwalia - gen niepokorny

Jedno z najstarszych zdjęć "505" i "505a" - jakie zachowało się w rodzinnych archiwach -  przedstawiające, jak niżej, moją pra pra prababkę Annę Marię (to ta z parasolką)



pochodzi z lat 1882-1886. Jak można się domyślać po sportowym stroju, i z odtwarzanych rodzinnych wspomnień,  jest to zdjęcie z t.zw. "wycieczki do wód". Panie wówczas nosiły nieco krótsze suknie, tak aby w każdej chwili mogły zanurzyć stopy w wodzie. Obowiązkowym przyrządem nadmorskim była także gustowna przeciwsłoneczna parasoleczka jaką moja "pra pra" prezentuje na zdjęciu, oraz nietypowe nakrycia głów.


Zgodnie z życzeniami rodziny miałem "zrobić" z archiwalnych zdjęć, zdjęcia śliczne nadające się na wklejenie do albumu rodzinnego. Korektę zacząłem od wujenki siedzącej na dole zdjęcia. Wkrótce jednak zorientowałem się, że właśnie tego nie należy robić. W ten sposób bowiem gubi się wartość historyczną zdjęcia (psychologia sytuacji i postaci!). Poprzestałem więc na prowizorycznych poprawkach. Mam nadzieję, że wujenka się nie obrazi, że dokleiłem jej symetryczną odwróconą połówkę twarzy, bo to niezwykle piękna kobieta, co może uda mi się przedstawić na późniejszych zdjęciach.


Na twarzy mojej "pra pra" także zauważyłem coś do roboty, ale w tym momencie zastanowiło mnie coś innego. Moja "pra pra" była jakby sztancą według której "odlewano" wszystkie kobiety w tej prostej linii "po kądzieli". Nie zachowały się zdjęcia mojej pra prababki, bo przepadły razem z Nią w czasie zawieruchy wojennej. Ale już na kolejnych zdjęciach zauważyłem niezwykłe podobieństwo kolejnych pokoleń. Myślę, że na wspólnym zdjęciu "497 a" zamieszczonym poniżej można to ocenić dokładniej.



Nad najstarszą wśród znanych mi osobiście potomkiń "pra pra" Anny Marii, moją prababcią Marianną, stoi moja babcia, a obok niej jej siostry, w dolnym rzędzie obok prababci siedzą jej obie wnuczki. Za numerem "497 a" kryje się moja postać, jeszcze w fazie biochemicznej, gdzie rozwój następuje przez podział komórek. Podobieństwo fizyczne nie było zresztą jedyną cechą wspólną kobiet z linii "pra pra" Anny Marii, która w sytuacjach krytycznych (a tych miewała sporo) mawiała, że: "serce to nie dupa i okiełznać się nie da". I z reguły potem szła za głosem serca, co stawało się przyczyną wielu rozległych dramatów.


Nieco mniej wiekowym okazało się zdjęcie mojego stryja "506 a", i jego kopia "506 h".



Jak widać tutaj też nie opłacało się "poprawiać" zdjęcia, gdyż wtedy gubiły się szczegóły. Nie było natomiast psychologii sytuacji, bo zdjęcie było wystudiowanym i pozowanym aktem. Mimo tego jednak obszerna bibliografia stryja wskazywała na jego niezwykle ciekawą sylwetkę. Stryj był klasycznym przykładem na to, że nie da się długo stać w rozkroku. Całe życie stronił od polityki, i to właśnie polityka stała się jego przekleństwem. Stryj był także człowiekiem wykształconym i niezwykle praktycznym, nie wierzył więc w jakiekolwiek ruchy wyzwoleńcze w Polsce. Gdy jednak po nieudanym powstaniu z 1863 r. jego rodzina została wywłaszczona, stryj dla odzyskania rodowych majątków, przyjął rządową funkcję w rządzie cara.


W 1904 r. stryj był już wysokim funkcjonariuszem w carskiej Rosji, sprawując coś w rodzaju honorowego konsula nieistniejącej Rzeczypospolitej. To przeszkodziło mu w późniejszym formalnym przystąpieniu do tworzących się Legionów Piłsudskiego. Stryj jednak nie rezygnował, pragnąc "odkupić" okres niewiary w Polskę, zaciągnął się do legionów ukrywając swoje pochodzenie i "karierę" zawodową. Z dumą więc założył mundur zwykłego legionisty w stopniu artylerzysty, to zdjęcie "490 a"



Stryj miał jednak pecha, podczas wojny "polsko/bolszewickiej" wsławił się niezwykłymi umiejętnościami strategicznymi i bohaterstwem, czego dowodem było zdjęcie wykonane prawie na polu bitwy "507 a", jednak już w pierwszej akcji bojowej, z tysiącami innych legionistów dostał się do niewoli rosyjskiej zdjęcie "507 2a". Uśmiech, ten sam zresztą, nie schodził mu jednak z twarzy. Po zwycięskiej Bitwie Warszawskiej stryja przedstawiono do awansu i wysokiego odznaczenia, i wówczas na jaw wyszło jego prawdziwe pochodzenie.



Stryja - na czas prowadzonego dochodzenia - umieszczono w areszcie domowym, jednak bardzo szybko okazało się, że nie tylko nie był agentem, ale na terenie swoich posiadłości na Litwie prowadził działalność opozycyjną. Awans wycofano i stryj od razu został mianowany na stopień rotmistrza, i przeniesiony do Warszawy. Stryj, studiujący wcześniej na prestiżowych zachodnich uczelniach, był dość łakomym kąskiem dla ówczesnej kamaryli, sam miał jednak inne plany.


W nowej odrodzonej Polsce już po kilku miesiącach pobytu na rządowym wikcie stryj przeniósł się z Warszawy do Łodzi i tu wybudował małą fabryczkę produkującą zmechanizowany sprzęt dla rolnictwa. Jednocześnie zakupił niewielki majątek pod Łodzią i od tego momentu zaczęło się. Stryj był cenionym inżynierem konstruktorem, jednak w majątku lubił konstruować ... muzykę organową. Niestety obowiązki wzywały, więc także wzywał swojego kierowcę, i pojazdem jak niżej na zdjęciu "496 c1".



objeżdżał swoje podmiejskie posiadłości. Pojazd był uniwersalny, bo dojeżdżał tam, gdzie nie mógł samochód. Samochodem stryj jeździł natomiast na obiady do ... Warszawy, bo tak wypadało, i taki kaprys miała jego żona. I być może to jest najdziwniejsze, że już w latach 30' ub.w. odległość z Łodzi do Warszawy pokonywał Fordem w czasie niewiele dłuższym niż 2 godziny. Było to możliwe tylko dlatego, że wtedy jeszcze nikt nie wiedział co to jest "korek drogowy". Co jednak ma wspólnego "niepokorny gen" ze "staniem w rozkroku?


No cóż, przypadek stryja jest klasycznym potwierdzeniem tego, że także w linii męskiej, czyli po mieczu, niepokorny gen, był przenoszony z pokolenia na pokolenie. Właściwie wszyscy mężczyźni chcąc nie chcąc znajdowali się w podobnej sytuacji, nie mogąc znaleźć swojego miejsca w otoczeniu. Ale o tym, czyli o sensacyjnych perypetiach mojego pradziadka, może już przy innej okazji ...

17 komentarzy:

  1. Dzień dobry. Znalazłam się tutaj po "zaguglowaniu" hasła "wycieczki do wód". I chociaż nie o to mi chodziło, to ze zdziwieniem obserwuję to co się tutaj wyprawia. Zdjęcia rewelacyjne, i dobrze, że nic przy nich nie robisz.
    Wydaje mi się też, że chyba zdjęcie Twojej "pra pra" zostało zrobione znacznie później, o tym świadczy ubiór. Ja bym to lokowała na lata 1906-1912. Parasoleczka to też nie był ekwipunek nadmorski, bo z tym sprzętem ówczesne damy właściwie sie nie rozstawały po wyjściu z domu.
    Serdecznie pozdrawiam
    Joanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam serdecznie. Datę zdjęcia określiła rodzina, właśnie po tej parasolce, którą moja "pra pra" dostała w prezencie. Ubiór też mi nie pasował jak na Polskę z tych lat, ale trzeba wziąć poprawkę, "... do wód..." wtedy oznaczało luksusowe "spa" pod Paryżem. A tam moda wyprzedzała o jakieś 20 lat wschód Europy, poza St. Petersburgiem, który skutecznie konkurował z Paryżem.
      Pozdrawiam, i zapraszam częściej

      Usuń
  2. Niezłe ... będzie więcej?
    amator

    OdpowiedzUsuń
  3. Urocze są takie stare zdjęcia a jeszcze bardziej cenne związane z nimi historie.
    Jak to możliwe, że więźniowi zrobiono zdjęcie i podarowano na pamiątkę?
    Tak, tak opowiadaj dalszy ciąg historii.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rodzinne historie są jeszcze bardziej cenne, gdy opisują to co utrwalono na zdjęciach. Z tego co słyszałem od stryja to ich sytuacja w obozie jenieckim radykalnie się zmieniła, gdy Armia Czerwona została zmuszona do odwrotu. Stryj pozostawił około 130 zdjęć z lat 1890-1956, a że życie miał ciekawe, więc faktycznie się zastanawiam nad jakimś szerszym opisem.

    OdpowiedzUsuń
  5. PS. UZUPEŁNIENIE!
    Dopiero teraz zauważyłem, że moje wyjaśnienie możliwości łagodniejszego traktowania jeńców dotyczyło okresu późniejszego (nieliczne obozy jenieckie Armii Czerwonej). Wyjaśniam więc: Stryj miał pecha, bo był "aresztowany, internowany, lub więziony" aż 6-krotnie, ostatni raz w Berezie Kartuskiej. Zdjęcie (a właściwie ok. 30 innych) pochodzi z obozów w Szczypiornie i Łomży, gdzie tuż po wybuchu I Wojny Światowej Niemcy internowali i uwięzili legionistów. Łagodne traktowanie to słuszne założenia, że legioniści są naturalnym wrogiem carskiej Rosji.

    OdpowiedzUsuń
  6. U mnie w rodzinie nie zachowały się stare zdjęcia. Babcia z dziadkiem od strony taty dawno nie żyją, a babcia (od Rosiewiczów - tych znanych) od strony mamy nie chce wracać do przeszłości. Ostatnio próbowałam ją wypytać o jej pierwszego męża - ojca biologicznego mojej mamy. Ale ona się wtedy denerwuje i w zasadzie zmienia wersje. Nie znałam jego ani nikogo z tej rodziny, chociaż moja mama odnalazła ostatnio swoją ciocię - siostrę ojca.
    Dziwne są takie perypetie rodzinne. Też mam zamiar o tym napisać, ale na razie zbieram się w sobie ;)
    Dla mnie zadziwiające jest to, co robisz ze zdjęciami. Naprawdę pełen podziw. A wyczytałam jeszcze w którymś z Twoich wpisów, że malujesz. Zaciekawiło mnie. Masz gdzieś tutaj ukryte swoje obrazy? Można je gdzieś obejrzeć? Jestem bardzo ciekawa. :) Wiem, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale mimo to chętnie bym je zobaczyła. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noooo! To teraz już jasne, dlaczego "kura pazurem" tak pięknie pisze! No i wiemy, kto nam załatwił ten system, bo przecież nie da się ukryć, że wykonawca piosenki "Michaił" coś tam jednak szepnął do ucha wielkiemu "Gorby". :)
      Perypetie rodzinne, o jakich piszesz, są nieobce również i w mojej rodzinie, gdzie najczęściej chodziło o majątki i mezalianse (vide Trędowata). Pisałem o tym na blogu w latach 2002-2004, ale potem wyszedł z tego poradnik psychologiczny, który nawet się dobrze sprzedał.
      No i prawda, że jestem grafomanem, i "pędzlomanem" (?), bo udało mi się nawet sprzedać na Allegro kilka swoich olejów. Ale niestety autor poradnika i tych kilku obrazów nie jest tym paskudnym Anzai'em który "zmasakrował" kilku polityków i dziennikarzy na swoim blogu "bez komentarza".
      Oczywiście kiedyś, gdy już będę na emeryturze, pewno połączę te dwie osobowości, ale na razie jeszcze pochuliganię trochę w necie.
      To co pokazuję na blogu to najprostsze oprogramowania komputerowe dostępne dla każdego, no może tylko czasem trzeba coś doimprowizować. Dziękuję za komplement. Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
    2. To moja córcia też sprzedała dwa obrazy, jeden na Allegro. Ładnie maluje i też interesuje się fotografią. :) Myśli o zdawaniu na grafikę. Muszę jej tylko jakieś lekcje rysunku załatwić od września.
      A ten Twój poradnik jest gdzieś dostępny? Jestem ciekawa. I nie odpowiedziałeś, czy można gdzieś zobaczyć Twoje obrazy. ;) Wiem, ciekawska jestem. :)

      Usuń
    3. Anno, nie odpowiadałem wcześniej, bo też się pomyliłem, i myślałem, że już odpowiedziałem na "bez komentarza". W ogóle to wydaje mi się, że popełniłem błąd utrzymując na trzech blogach ten sam nick "Anzai", teraz się to wszystko kitwasi, bo "małpy" też takie same.
      Co do mojego "inkoguto" to już od wielu lat zakładałem, że mi zamkną bloga, i nawet były dwie próby, ale zostało tak jak jest.
      Co do zaintersowań córki to byłoby dobrze, aby pozostała na pędzlowaniu obrazów farbami, bo grafika komputerowa niesamowicie niszczy wzrok.
      Podejrzewam jednak, że córka i tak pójdzie za głosem serca.

      Usuń
  7. Anzai, uwielbiam stare zdjęcia. Mały retusz wskazany, szczególnie wtedy, gdy zdjęcia robi się zbytnio wyblakłe. Stare zdjęcia i tyle do opowiedzenia... jak zwykle dobrze się Ciebie czytało:)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komplement, szczególnie wązny, bo od takiej profesjonalistki.
      Tak, takie stare zdjęcia mają chyba duszę. Uruchamiam właśnie blog

      http://legionypl.blogspot.com/

      Teoretycznie to będzie o Legionach, ale ponieważ to mocno się łączy z losami rodziny, więc będzie także o rodzinie.

      Usuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam stare zdjęcia, bez względu na jakość... choć przy skanowaniu mały retusz/"wyciągnięcie" się przyda.
    Historia twojego stryja jest sama w sobie fascynująca, aż dziwne, że zachowało się tyle Jego zdjęć. Zajrzę na nowy blog, pewnie będzie ciekawie ;)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. W czasie wojny jedna z bomb zapalających trafiła w kamienicę mojego wuja. Na ucieczkę było tylko parę sekund, ale wujo zdążył wynieść z pożaru zdjęcia ... zrezygnował z kasetki z pieniędzmi. Do pamiątek rodzina zawsze miała dość sentymentalny stosunek.
    Na "legiony" zapraszam, chociaż na razie jeszcze konfiguruję układ.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń